kaniagostyn *UKS Kania Gostyń
Opowieści dziwnej tresci 2. Huragan (1) Mieszkal tu juz ponad piecdziesiat lat, a ciagle nie mogl przyzwyczaic sie do tego, ze Boze Narodzenie przypadalo w lecie, a w lipcu panowala zima. Tak jak teraz - poczatek zimy. Lipiec.
Dziadek stanal u wejscia na ostroge i popatrzyl na ocean. Huragan skonczyl sie dwa dni temu, ale dopiero teraz ocean zaczal sie uspakajac. Jakby nie bylo, byl to drugi pod wzgledem wielkosci huragan w historii miasta. Rowniez drugi, w czasie ktorego fale przelewaly sie przez ostroge. Niezbyt wysoko, ot moze metr, moze dwa, ale jednak. Ostroga wznosila sie ponad poziom oceanu rowne 12 metrow (to znaczy wznosila sie te dwanascie metrow powyzej zera mapy, ktorym byla "srednia wysoka woda syzygijna", cokolwiek by to znaczylo), jednakze w czasie odwrocenia plywu zazwyczaj sterczala z morza jedenascie i pol metra. Jezeli wziac pod uwage, ze dno oceanu bylo dosyc plytkie (okolo 20 - 30 metrow) i utrzymywalo te glebokosc przez dobre dwie mile od wybrzeza, nikogo nie dziwil fakt, ze nawet potezne sztormy nie powodowaly zalewania ostrogi. Fale lamaly sie daleko i do ostrogi dochodzily fale wtorne, splaszczone. Owszem, niosly jeszcze sporo energii i walily w ostroge jak taranem, z wsciekloscia - ale byla to juz wscieklosc bezzebna. Jednakze tydzien temu nadciagnal huragan - olbrzym, fale mialy dobre 15 metrow. Nawet po wejsciu na plycizne i zalamaniu sie, mialy jeszcze tyle energii, ze ich wysokosc, po sformowaniu nowej fali, miala jeszcze 10 - 12 metrow. No i drugi raz w historii fale przelewaly sie przez ostroge. Nie wszystkie, moze tylko co druga albo co trzecia, ale i tak (oczywiscie) spowodowalo to przypomnienie wydarzen z przed ponad trzydziestu lat. Dziadek je tez pamietal, o, jak dobrze pamietal! Byl w koncu ich bohaterem...
Byl to sezon jesiennych sztormow, a wiec marzec czy raczej kwiecien. Nadciagnal sztorm, ktory trwal trzy dni. Po dwunastu godzinach spokoju nadciagnal nowy, znacznie silniejszy, ktory po czterech kolejnych dniach przerodzil sie w huragan. W przeciagu czterech kolejnych dni rosla sila wiatru i wysokosc fal. Na piaty dzien, widzac wysokosc fal, Isidoro Fuentes, owczesny latarnik, zaprorokowal ponuro, ze jeszcze troche wysilku ze strony oceanu i fale przeleja sie przez ostroge. Obecni popatrzyli na niego jak na wariata, Isidoro zas zdecydowal sie pojsc do latarni na koncu ostrogi, aby "zabezpieczyc klamoty na dole". Doszedl, ale wrocil dopiero po czterech dniach. Kiedy bowiem "zabezpieczal klamoty", ocean zaczal pokazywac cala swoja moc. Wiatr znowu sie wzmogl, a fale urosly do 15-tu metrow. Isidoro byl na pietrze, kiedy pierwsza fala przelala sie przez ostroge. Pierwsza nie byla wysoka, ale wkrotce regularnie kazda fala przelewala sie przez ostroge. Drzwi oczywiscie nie wytrzymaly i pierwsza ofiara wody, ktora sie przez nie dostala, padly bezpieczniki. Druga byl awaryjny generator, ktory nie byl zaprojektowany do pracy pod woda oraz akumulatory. Isidorowi zostala tylko mala benzynowa pradnica benzynowa, ktora mogla dostarczyc 2 kW. Benzyny zas mial wszystkiego 50 litrow. Generator spala dwa litry na godzine. Tak wiec mogl zapewnic prace latarni przez niecale dwie noce. A jesli huragan potrwa dluzej? Zdecydowal, ze bedzie uruchamial pradnice co pol godziny na pietnascie minut. To juz cztery dni. Mial nadzieje, ze huragan tyle nie potrwa. Przygotowal wszystko i zaczal przygladac sie oceanowi. A bylo na co popatrzec. Od otwartego oceanu nadciagaly coraz to wieksze grzywacze. Wiatr porywal ich wierzcholki i gnal przed soba tworzac horyzontalny szkwal. Predkosc wiatru znacznie przekroczyla na wiatromierzu zakres pomiarowy, a byl on wyskalowany do predkosci 150 kilometrow na godzine. Olbrzymie fale dochodzily do granicy plytkiej wody i zalamywaly sie. Cala przestrzen od tej granicy pokryta byla biala kipiela - cos, czego jeszcze zadne ludzkie oko nie widzialo. Co wiecej, zalamane fale tworzyly sie w tej kipieli na nowo i osiagaly niespotykana wysokosc - 20 metrow. Pedzac przed siebie znow sie lamaly kilkadziesiat metrow od plazy. Ladnych kilkaset razy Isidoro zobaczyl widok, ktorego nie zapomnial do konca zycia - przed nadejsciem kolejnej fali woda cofala sie na kilkadziesiat, moze nawet sto albo dwiescie metrow odkrywajac dno, jak przy tsunami. Fale dochodzace do ostrogi po prostu przelewaly sie nad nia, za nic majac te przeszkode. Z przerazeniem obserwowal, jak w paru plytszych miejscach dolina fali odslaniala na moment dno... Mial tylko nadzieje, ze stara latarnia wytrzyma wsciekly napor wichru i atak fal... Nadzieja nie okazala sie plonna. Latarnia, wybudowana jeszcze w XIX wieku miala wbudowane wspolczynniki bezpieczenstwa, jakich zaden wspolczesny architekt by nie zastosowal - i przetrzymala. Owszem, drzwi poszly w drzazgi, podobnie jak i okienka w zasiegu fal, ale te wyzej juz - wytrzymaly. Isidoro przez cztery dni obserwowal unikalne zjawisko - morze w srodku latarni morskiej. Woda, wtloczona raz do srodka nie miala szans na wyplyniecie miedzy kolejnymi falami - po prostu drzwi byly za male. Poziom wody wznosil sie i opadal, a z kazdym przejsciem fali mogl zaobserwowac efekt wtloczenia nowej porcji wody, ktory przybieral forme gejzeru. Kiedy pozniej opowiadal o swoich przezyciach z tych czterech dni, nikt sie nie dziwil, ze Isidoro wszedl do latarni lekko szpakowaty, a wyszedl z niej po czterech dniach bialy jak golabek. Kiedy zapadla noc, wprowadzil w zycie swoj plan. Co pol godziny wlaczal generator na pietnascie minut i swiatlo latarni rozjasnialo mroki. Switalo juz, kiedy wydalo mu sie, ze gdzies na horyzoncie zobaczyl czerwona race. Zaczal pilnie obserwowac ten fragment horyzontu, ale nie zobaczyl juz nic. Na wszelki wypadek przygotowal sobie awaryjne polaczenie do lampy Aldisa. Minelo kilka godzin i dochodzila dziesiata rano, kiedy nagle ujrzal wzbijajaca sie w powietrze zielona race, a w chwile po niej - czerwona. Poderwal do oczu potezna lornetke, ktora byla na wyposazeniu latarni i po chwili szukania ujrzal lezacy nisko na wodzie frachtowiec. Wydawalo mu sie, ze frachtowiec bezwolnie dryfuje i przewala sie w rytmie fal z boku na bok. Kiedy upewnil sie, ze statek jest pozbawiony napedu, odszukal choragiewki sygnalizacyjne i wyszedl na galeryjke. Mial nadzeje, ze ktos w miescie obserwuje latarnie i zaczal sygnalizowac semaforem.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshirli.pev.pl
|
|
|