łańcuch pokarmowy ekosystemu morza
|
kaniagostyn *UKS Kania Gostyń
kochani gajowcy przeczytajcie to i się zastanówcie. Brzeziński i jego Gaja jest winna zdewastowania ekosystemu Bałtyku,brak rozeznania prawdziwych problemów ekologicznych na naszym morzu spowodowało jego degradację poprzez całkowite zniszczenie łańcucha pokarmowego niekontrolowanymi połowami paszowymi,Gaja i pan Brzeziński byli informowani o tym od dwóch lat jednak woleli w tym czasie zajmować się ratowaniem walących się z hukiem karier naukowych swoich kolegów,takie niewiarygodne ekologiczne organizacje manipulujące opinią publiczną robią wielką krzywdę światowej przyrodzie i ludziom,którym ochrona przyrody leży naprawdę na sercu. jak rekiny zabijają ludzi, a może.... Zdaje sobie sprawę jak trudno jest uświadomić ludziom jak ważną role rekin odgrywa dla nas wszystkich. Co by nie napisał o tych fascynujących zwierzętach jedno jest pewne, człowiek potrzebuje tego drapieżnika aby zamieszkiwał nasza planetę. Gdy wytępimy rekiny jednocześnie doprowadzimy do największej katastrofy ekologicznej w dziejach ludzkości , lawina naszego nieszczęścia ruszyła, jak szybko dotrze do nas i jak wielka będzie trudno przewidzieć , gdy będziemy się temu biernie przyglądać i tolerować to co dzieje się w rybołówstwie. Dla rybołówstwa to jeden z wielu gatunków ryb, na którym można bardzo dobrze zarobić, REKIN TO NIE RYBA. Jest to zwierze, które od ponad 400 milionów lat stoi na górze łańcucha pokarmowego w największym ekosystemie na tym globie. Rekin utrzymuje w równowadze system wzajemnych powiązań pokarmowych, kontroluje, aby nie doszło do niepożądanych dysproporcji gatunkowych, to również strażnik sanitarny, który eliminuje w pierwszej kolejności chore i słabe zwierzęta. Miejsca, w których lokalnie wytępiono rekiny już dają osobie znać np. sygnały z Nowej Zelandii potwierdzają ten problem. Nie trzeba było długo czekać, aby doszło do nadmiernego rozrodu kałamarnic, które stanowiły wcześniej podstawowy pokarm rekinów. Dziś kałamarnice doprowadziły do głębokiego kryzysu hodowle ostryg, które plądrują miejsc, na których znajdowały się muszle. Rekiny nie posiadają lobby w przeciwieństwie do innych zagrożonych gatunków, które bezpośrednio nie maja dużego znaczenia dla naszej egzystencji ( oczywiście każdy ma prawo do życia). Nie możemy pominąć faktu, że 80 % tlenu pochodzi z morza. Załamanie ekosystemu morskiego odczują wszystkie żyjące istoty. Walczymy o lasy tropikalne, oczywiście nie można ich wykarczować, ale gdyby one znikły z naszej ziemi a na ich miejscu byłyby pustynie, poradzimy sobie, bez zdrowego morza NIE.
Wyraź swój sprzeciw STOP FINNING na Polinezji Francuskiej, petycje można pobrać online http://www.polynesia-divi...petition_en.php Link do artykułu. Piszesz pan brednie nie bardzo wiem od kogo nabył pan taką wiedze domyślam się że od p. doktora .Porównywanie Polskiego rybołówstwa do skandynawów jest co najmniej niedorzeczne .Jednostki skandynawskie mają dostęp do łowisk M.Północnego ,Sundów itd .Znaczna część jednostek unijnych transport ryb z worka do ładowni wykonuje za pomocą pomp iżektorowych .Pewnie to przyszłość rybołówstwa . Na jednostkach U.E zastosowano technikę przewozu ryb W bi-boxach dlatego że rybacy odwykli do przeżucania ton w skrzynkach plastikowych .Zalety przechowywania surowców ryb w wodzie lodowej nie widzę potrzeby reklamować sprawa jest oczywista .Ważne dla przyszłości rybołówstwa na Morzu Bałtyckim jest sprawa określenia wielkośći statków do połowów .Według niektórych można łowić bez ograniczeń .Szacowni uczeni nigdy nie zauważali szkód dla ekosystemu wyrządzanych przez połowy wielkimi tukami i włokami DUO statkami o 70 metrów długości mocy maszyn 1800 KW.Pytanie czy Morze Bałtyckie jest odpowiednim akwenem dla takich połowow ? Wszyscy wiedzą że nie .W latach 50-tych do 90-tych istniało niepisane porozumienie że wielkimi statkami jakie posiadały Dalmor ,Odra na Bałtyku łowić nie będą .Podobnych reguł przestrzegały wszystkie państwa z basenu M.Bałtyckiego .Firmy ,zakłady spółdzielnie regularnie przekraczały plany połowów .Sa to fakty oczywiste sytuacja ta w rybołówstwie trwała do czasu przybycia na Bałtyk statków łowiących przemysłowo szprotę śledzia i dorsza .Według wielu szyprów możemy corocznie zmniejszać stan floty a ryb będzie coraza mniej , zachwiana została równowaga łańcucha pokarmowego połowami przemyslowymi .Dzisiaj na Bałtyku Wschodnim bardzo trudno jest złowić śledzia , szprotę na cele konsumpcyjne .W cale nie tak dawno szprotę i śledzia łowiły kutry burtowe (z niezłymi wynikami} Z silnikami Hensel często zawodnymi , bez problemów 1,5 dnia zapełniały ładownie .Podstawą dalszej egzystencji rybołówstwa na Bałtyku jest zaprzestanie połowów przemysłowych .Konieczne jest prawdziwe wykonanie szacunków zasobów biomasy szproty , śledzia , dorsza ,łososia .Dzisiaj jak widać wyliczenia odbywają się w gabinetach gdzie priorytetem jest biznes paszowy .Małe kutry też mają prawo żyć pan nie może i nie ma prawa wydawania wyroku kto ma żyć ,komu wolno uprawiać rybołówstwo a kogo należałoby wyeleminować Globalne Ocieplenie. Argument z oziębianiem się klimatu zamiast ocieplaniem można tłumaczyć jeszcze w jeden sposó. Pierwotnie podniesienie temperatury powoduje w dłużsszym okresie czasu "reakcję" planety prowadzącą do ochłodzenia klimatu.
Obrazowo bym to przedstawił w ten sposób - wszystkie zjawiska pogodowe jak i klimatyczne dążą do zrównoważenia sił działających w przyrodzie. Wiatr wyrównuje ciśnienie, błyskawice są metodą wyrównywania potencjału elektrycznego [czy jak to się tam zwie] atmosfery i ziemii, woda przenika z miejsc o nadmiernej wilgotności do miejsc o niższej wilgotności. Nawet prądy morskie i oceaniczne istnieją z powodu różnic temperatur a w swoim działaniu mają na celu wyrównanie temperatury wody w różnych częściach świata. Ziemia jest jednak na tyle dużą i złożoną strukturą, że te procesy nigdy nie ustają, zjawiska nie zamierają i nieustanna walka o równowagę trwa. Również w świecie ożywionym, w którym to różne procesy jak i zależności przewodu pokarmowego dążą do stabilizacji ekosystemu. Na danym obszarze nawet kilka osobników [drapieżników] więcej pewnego gatunku powoduje deficyt w ilości osobników gatunku będącego 1 piętro niżej w łańcuchu pokarmowym. Takie wybicie z równowagi często powstałe na skutek "przypadku" powoduje w kolejnym etapie spadek liczby drapieżników w wyniku niedoboru pożywienia, potem przerost populacji "pokarmu", doprowadzający do wzrostu populacji drapieżników i tak aż do czasu osiągnięcia stanu klimaksu, czyli równowagi.
Postawmy na pudle z gitary szklankę napełnioną wodą. Trącając struny z większą lub mniejszą siłą możemy doprowadzić do powstania fal na powierzchni wody. Fale te bywają mniejsze lub większe. wiadomo, zależnie od tego w jaki sposób "gramy" na gitarze. Czasami jednak zdarzy się, że fale dźwiękowe 2 lub więcej strun nałożą się grzbietami [interferencja] i nagle woda w szklance może się wzburzyć nieporównywalnie bardziej niż możnaby się spodziewać, albo bardziej niż wypadałoby ze statystyki opartej o dotychczasowe obserwacje.
Idąc za ciosem, Ziemia jest wielkim pudłem, kto wie czy jednolitym czy samym w sobie zbudowanym z mniejszych pudeł rezonansowych. Planeta cała pokryta jest "strunami" które grają nie tylko tak jak same chcą, ale i często odzywają się dźwiękami pobudzonymi przez sąsiednie struny. Wydawany dźwięk można nazwać zatem klimatem. Jedyne czego trzeba by zmienić zauważalnie klimat to wydać odpowiedni dźwięk w odpowiendim momencie, a nie tylko owy dźwięk zostanie przechwycony przez sąsiednie struny, które z jego powodu zacznąwibrowac i wydawać dźwięki, ale i na skutek wzmacniania i wygłuszania się fal można doprowadzić do okresowych znacznych różnic w wysokości i natężeniu dźwięku. Zwłaszcza lokalnie.
Nie wiem czy jest to zrozumiałe, jeśli nie, moge szerzej, prościej wytłumaczyć. Wnioski mogą być różne, od "jesteśmy w stanie zmienić klimat na poziomie lokalnym" do "ten sam czynnik może mieć wielki wpływ, a może nie mieć żadnego, jeśli nie dojdzie do nakładania się skutków pewnych zmian". Albo i "Dużo strun wydających ciche dźwięki może zagłuszyć bardzo siln szarpanie za jedną jedyną strunę. ". Lub odwrotnie. Kraby Stalina idą na Europę. Nowa Armia Czerwona maszeruje na Zachód - alarmują europejskie media. Nie chodzi jednak o żołnierzy, tylko o... smaczne skorupiaki
Czerwone kraby królewskie, zwane potocznie krabami Stalina, rzeczywiście maszerują na Zachód, tyle że nie po lądzie, ale po dnie Morza Barentsa. I zamieniają je w morską pustynię - zjadają wszystko, co znajdą na swej drodze: rybią ikrę, inne skorupiaki, martwe ryby, rośliny.
W ciągu ponad 40 lat przewędrowały kilkaset kilometrów z okolic Murmańska do norweskich fiordów i Morza Norweskiego. - Kierują się dalej na południowy-zachód i mogą dotrzeć nawet do Gibraltaru - prorokuje w rozmowie z agencją Reuters Jurij Ilarionowicz Orłow, rosyjski biolog, który w latach 60. uczestniczył w akcji "zakrabiania" morskich okolic Murmańska. - Na szczęście mamy jeszcze trochę czasu, bo zanim kraby dotrą do Gibraltaru, minie 150 lat - dodaje uczony.
Nie zgadza się z tym Jan Sundet z norweskiego Instytutu Badań Morskich. Zapewnia, że czerwone kraby królewskie żyją w lodowatych wodach, więc nie przetrwają cieplejszych wód Atlantyku. Inni badacze mówią jednak, że na przestrzeni lat skorupiaki te mogą przystosować się do innych warunków.
Zagrożone dorsze
Ważące do 12 kg i mogące mierzyć od szczypiec do szczypiec nawet dwa metry kraby giganty to jeden z koszmarnych kaprysów Stalina. W latach 30. sowiecki przywódca zarządził, by w ramach walki z głodem na rosyjskiej północy przenieść kraby z okolic Kamczatki na północnym Pacyfiku do Murmańska. Plan ten zrealizowano dopiero w latach 60. Tysiące skorupiaków zapakowano w wagony i podczas siedmiodniowej podróży przewieziono koleją z Władywostoku do półwyspu Kola.
Przez kolejne 30 lat o krabach nikt nie słyszał. Dopiero teraz okazało się, że ich "europejska" populacja liczy już 12 mln osobników.
W międzyczasie niedoszły pokarm radzieckiej klasy robotniczej stał się przysmakiem zachodniej burżuazji. Rybacy za kilogram złowionego kraba Stalina dostają ok. 65 koron norweskich, czyli ponad 30 zł. W sklepach za kilogram przysmaku trzeba już zapłacić 500 koron, czyli 240 zł.
Norweskie władze stoją dziś przed nie lada dylematem. Z jednej strony skorupiaki monstra są doskonałym źródłem dochodów dla rybaków - dla 259 właścicieli kutrów, którzy mogą odławiać kraba, stanowią one 60 proc. przychodów. Z drugiej jednak strony to, że kraby tak dokładnie pustoszą morskie wody, sprawia, że w dalszej perspektywie ów dobry zarobek niesie ze sobą duże ryzyko.
Ponieważ wielkie skorupiaki nie mają naturalnych (prócz ludzi) wrogów, rozmnażają się w niekontrolowany sposób i stanowią poważne zagrożenie dla arktycznego ekosystemu i gospodarki rybackiej. Jak tłumaczy Andreas Tveteraas z norweskiego oddziału WWF (World Wildlife Found), kraby giganty zżerają ikrę maleńkich rybek gromadnic, które są ważnym ogniwem łańcucha pokarmowego. Gromadnicami żywią się np. dorsze, z których połowu żyją norwescy rybacy. Kiedy zabraknie gromadnic, wyginą dorsze.
Będzie jeszcze więcej?
Samice krabów uzyskują dojrzałość płciową po siedmiu latach. Znoszą ok. pół miliona jaj, z których udaje się przeżyć kilku tysiącom sztuk potomstwa. Według Andreasa Tveteraasa z norweskiego oddziału WWF za ostatni wzrost liczby krabów odpowiedzialna jest tylko część dojrzałych samic. Kolejne setki tysięcy mogą zacząć znosić jaja w najbliższych latach i wówczas populacja może zacząć rosnąć w zastraszającym tempie. Ekolodzy ostrzegają, że to tykająca bomba biologiczna, z którą coś trzeba zrobić. Dlatego też WWF stara się zwrócić uwagę norweskiego rządu na to zagrożenie.
Trzy lata temu organizacja napisała do ONZ list oskarżający Norwegię o łamanie międzynarodowej konwencji o biologicznej różnorodności (Oslo podpisało ją w 1992 r.). Konwencja ta zobowiązuje kraje sygnatariuszy do ochrony własnej fauny przed zagrażającymi jej obcymi gatunkami. Norweskie władze zignorowały tę akcję prawdopodobnie z przyczyn ekonomicznych. Dziś nawet rybacy, którzy wcześniej domagali się całkowitej likwidacji populacji krabów, mówią ostrożnie tylko o zwiększeniu kwot połowowych.
Nawet gdyby norweskie władze zdecydowały się na masowe odławianie krabów, nie mogą tego zrobić. Skorupiaki są bowiem pod częściową ochroną, a sprawę ich połowu reguluje umowa z Rosją. W tym roku zgodnie z podziałem kwot połowowych norweskie kutry mogą odłowić 300 tys. sztuk krabów, a rosyjskie 3 mln.
Coraz więcej norweskich ekspertów jest zdania, że czerwone kraby królewskie są nie tylko problemem gospodarczym czy ekologicznym, ale stają się też poważną kwestią polityczną w stosunkach z Moskwą. I bynajmniej nie tylko dlatego, że ciąży nad nimi stalinowska przeszłość.
AUTOR: JACEK PAWLICKI, 01-06-2006r. , http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,3385114.html
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshirli.pev.pl
|
|
|