Strona główna
  laska Izba Lekarska

kaniagostyn *UKS Kania Gostyń

Katalog BEZPIECZNYCH darów dla lekarza. Śląska Izba Lekarska jako jedyna w kraju stworzyła nieoficjalny katalog "bezpiecznych" darów, jakie pacjent może wręczyć lekarzowi.

Mizeria służby zdrowia powoduje, że płacimy za to, co należy się nam w ramach składki zdrowotnej, zaś lekarze "dorabiają" sobie "kopertówkami" do marnych pensji. Nie należy jednak mylić łapówki z darem wdzięczności, jaki wręczamy lekarzowi w podziękowaniu za opiekę - zaznacza gazeta.
Praktyka szpitalna mówi, że przedmioty częściej są wręczane niż pieniądze. Koperty to w "katalogu" Izby najbardziej niebezpieczny prezent. Najmniej kontrowersyjne są kwiaty oraz np. przedmioty własnoręcznie wykonane przez uzdolnionego pacjenta lub kogoś bliskiego (np. hafty, ale mogą to być również obrazy lub rzeźby), ponieważ "zawierają one w sobie największy ładunek osobisty".
"Wszystko zależy od szczerości intencji zarówno jednej jak i drugiej strony" - mówi dr Maciej Hamankiewicz, prezes Izby. "O korupcji trzeba głośno mówić i pisać, by stworzyć dla niej w środowisku atmosferę potępienia".

Ważnym kryterium dla rozróżnienia daru i łapówki jest wartość prezentu. Im wyższa wartość wręczanych gratyfikacji, tym bardziej wzrasta odsetek osób traktujących je jako łapówkę. Z raportu Fundacji Batorego wynika. że wśród osób wręczających najwyższe gratyfikacje (powyżej 1000 zł) aż 66 proc. traktowało je jako łapówkę, a tylko 19 proc. jako formę podziękowania lub wdzięczności - informuje "Dziennik Zachodni".

Pytanie.
Czy gratyfikować dodatkowo lekarza prezentami o ładunku osobistym?
Apel śląskiej służby zdrowia do premiera.

Śląskie środowiska medyczne wystąpiły z apelem skierowanym do rządu premiera Donalda Tuska. Apel dotyczy katastrofalnej sytuacji finansowej w jakiej znalazła się śląska służba zdrowia.

"Zwracamy się o przyznanie środków na ochronę zdrowia w wysokości dającej gwarancję zabezpieczenia zdrowotnego mieszkańców województwa śląskiego" - napisali uczestnicy debaty, która odbyła się w Mikołowie i zgromadziła grono przedstawicieli poszczególnych placówek zdrowotnych od klinik przez szpitale wojewódzkie, powiatowe, przychodnie specjalistyczne i podstawową opiekę zdrowotną.

Apel podpisali m.in. rektor Śląskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Ewa Małecka-Tendera, prezes Śląskiej Izby Lekarskiej Jacek Kozakiewicz oraz Halina Cierpiał przewodnicząca sekretariatu zdrowia śląsko-dąbrowskiej Solidarności, a także wielu wybitnych lekarzy i menedżerów ochrony zdrowia.

- Dyskusji towarzyszyła atmosfera powagi - mówi posłanka Prawa i Sprawiedliwości Izabela Kloc jedna z organizatorek spotkania.

- Zwracano uwagę na zaniechania resortu zdrowia, w wyniku których utracono możliwość zwiększenia o ok. 2 mld zł środków finansowych na 2010 rok. Stało się tak wskutek rezygnacji z tzw. podatku Religi (OC), niefrasobliwej polityki lekowej, przekazania dodatkowych zadań do NFZ bez zabezpieczenia środków finansowych, np. na procedury wysokospecjalistyczne.

By poprawić sytuację uczestnicy debaty proponowali dofinansowanie NFZ z budżetu państwa, a w dalszej perspektywie podniesienie składki zdrowotnej z jednoczesnym reformowaniem systemowym opieki zdrowotnej w Polsce.

Podczas debaty przypomniano również, że nasz kraj jest na ostatnim miejscu w Europie jeśli chodzi o nakłady na służbę zdrowia. Odniesiono się też do aktualnych obietnic minister zdrowia Ewy Kopacz, która stwierdziła, że plan finansowy NFZ na przyszły rok będzie zmieniony i szpitale dostaną więcej pieniędzy.

- Niestety to, co obecnie proponuje minister Kopacz mieści się w aktualnym projekcie planu. Śląskowi nic to więc nie daje - ocenia Izabela Kloc, która jest członkiem sejmowej Komisji Finansów.

- Gdyby porównać plany innych województw to dyrektor naszego oddziału i tak dał na szpitale najwięcej. Ale poczekajmy na efekty zapowiedzianych zmian.
Poznamy je już dzisiaj, bo właśnie 14 grudnia prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Jacek Paszkiewicz ma przedstawić zmieniony plan finansowy.

Agata Pustułka
Wyrzucili go z pracy, bo pomógł choremu. paranoi ciąg dalszy... :

****************************************************************************
Śląska Akademia Medyczna popiera ordynatora, który wyrzucił z pracy lekarza

Doc. Włodzimierz Mazur otrzymał wczoraj nominację na kierownika oddziału chorób zakaźnych Szpitala Specjalistycznego w Chorzowie. Nie przeszkodził mu ani fakt, że nie jest specjalistą, ani to, że pozbywa się z oddziału lekarzy tej specjalizacji.
Zobacz powiekszenie
Fot. Marcin Tomalka / AG
Dr Arkadiusz Pisula
Oddział chorób zakaźnych w chorzowskim szpitalu przez kilka lat pozostawał bez szefa. Mimo to pracującym tam lekarzom udało się stworzyć chwalony przez chorych ośrodek. Docenili go przede wszystkim pacjenci z żółtaczką typu B i C. Teraz czują się zagrożeni, bo w oddziale nasila się konflikt. Lekarze, którzy leczyli ich od lat i do których nabrali zaufania, nie zgadzają się z decyzjami doc. Włodzimierza Mazura, którego Śląska Akademia Medyczna wybrała na szefa oddziału.

Pierwszą ofiarą sporu padł dr Arkadiusz Pisula. W sobotniej "Gazecie" opisaliśmy, jak został zwolniony za to, że pomógł choremu.

Chodziło o 62-letniego pana Stanisława, u którego wykryto w wątrobie trzy duże ogniska nowotworowe. Chory nie mógł zostać poddany standardowej terapii, ale Pisula znalazł dla niego ratunek w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie. Przejdzie tam zabieg termoablacji, czyli wypalenia ognisk nowotworu.

Kilka godzin po tym jak udało mu się załatwić leczenie w stolicy, dr Pisula został zwolniony. Powód? Nie skonsultował swoich działań z doc. Mazurem, wówczas nieoficjalnym jeszcze szefem oddziału.

Mazur nie chce rozmawiać z "Gazetą", a ŚAM tłumaczy, że będzie świetnym ordynatorem. - W listopadzie rozpisaliśmy ogólnopolski konkurs na stanowisko kierownika chorzowskiego ośrodka. Wpłynęła tylko kandydatura doc. Mazura. Spełnia oczekiwania władz uczelni - zapewnia Izabela Koźmińska-Rzeczkowska, rzeczniczka ŚAM.

Jak ustaliliśmy, rozpisanie ogólnopolskiego konkursu polegało na wysłaniu listów do 22 izb lekarskich. Te wywiesiły je na tablicach ogłoszeń w swoich siedzibach. W liście napisano, że kandydat musi mieć specjalizację "zgodną z zakresem działania kliniki". Ani w prasie, ani na stronie internetowej akademii żadnego ogłoszenia na temat konkursu nie było.

Mimo tak skąpego rozpowszechnienia informacji o konkursie pojawił się drugi kandydat: doktor habilitowany i specjalista chorób zakaźnych. Po rozmowie z rektor ŚAM zrezygnował jednak ze złożenia oferty.

Na informacje o konflikcie w oddziale i zwolnieniu jednego z pracujących tam specjalistów akademia zareagowała wczoraj... wręczeniem Mazurowi oficjalnej nominacji.

W internecie wrze: "Taka jest obecna polityka akademii: wyrzucać z pracy wartościowych ludzi, a zostawiać tych, których główną zaletą jest pokora wobec władz" - piszą pracownicy uczelni.

Lekarze zatrudnieni na oddziale myślą o zmianie miejsca pracy. Najgorsze nastroje panują jednak wśród chorych. Po zwolnieniu dr. Pisuli nie ukrywali gniewu.

- Dlaczego odbiera się nam tak ważne źródło pomocy i wsparcia! Rozwalą świetny zespół, a my stracimy najbardziej oddanych nam specjalistów - obawiała się szefowa śląskiego oddziału stowarzyszenia Prometeusze skupiającego chorych z żółtaczką.

Wczoraj, kiedy dowiedziała się o nominacji dla Mazura, nie chciała się już wypowiadać. - Rozumiem chorych, oni dalej będą musieli się leczyć w tym ośrodku - mówi nam jeden z lekarzy z Chorzowa.
źródło
Jest rada na bazgrzących lekarzy. Lekarz bazgroli, płaci pacjent

Polska Dziennik Zachodni Agata Pustułka

Aptekarze są zbulwersowani: Ministerstwo Zdrowia obiecywało, że będzie walczyć z bazgrołami lekarzy na receptach i jak się okazało nie tylko nie zrobiło nic, ale jeszcze dodatkowo obciążyło odpowiedzialnością i sankcjami pacjentów - alarmuje Śląska Rada Aptekarska.

Zdaniem jej szefa dr. Stanisława Piechuli jedynym sposobem na naprawę problemu niedbale wypisywanych recept jest realizacja zapisów rozporządzenia, które nakłada na NFZ obowiązek kontroli sposobu wystawiania recept u wystawiających je lekarzy.

- Niestety NFZ woli wyciągać pieniądze z aptek za realizację błędnych druków - mówi dr Piechula. - Ministerstwo Zdrowia zapewniało, że pracuje nad zmianą rozporządzenia, w którym rozdzieli odpowiedzialność aptekarzy i lekarzy, tak by pacjenci nie byli poszkodowani i by mogli bezproblemowo otrzymywać przysługujące im leki.

Farmaceutom nie podoba się jednak projekt rozporządzenia, bo ich zdaniem całą odpowiedzialność za błędnie wypisane recepty zrzuca na pacjentów, którzy teraz przy niedbale wypisanej recepcie będą mogli jedynie kupić lek za pełną odpłatnością lub wracać do lekarza, by ją poprawił.

Nie wprowadzono żadnego z proponowanych przez aptekarzy zapisów, który obligowałby lekarzy do poprawnego wystawiania recept i nie godził w ubezpieczonego i chorego pacjenta, na którego zrzuca się odpowiedzialność i sankcje za niedbalstwo.
- Tylko materialna odpowiedzialność za właściwe wystawienie recepty przez wystawiającego ją lekarza jest w stanie uzdrowić problem - ocenia dr Piechula.

Problemy z akceptacją recept w aptekach to nie nowość. Zwykle wina leży po stronie bazgrzących i niedbałych lekarzy. Aptekarze dla dobra chorych często wydają leki, ale podczas drobiazgowej kontroli z Narodowego Funduszu Zdrowia to z reguły ich, a nie lekarzy obciąża się finansowo. Niektórzy farmaceuci skarżą się, że po kontroli NFZ muszą płacić nawet po kilkadziesiąt tysięcy kary.

Kilka miesięcy temu Śląski Oddział Wojewódzki NFZ uruchomił na prośbę Śląskiej Izby Aptekarskiej interwencyjny fax umożliwiając przesyłanie uporczywie źle lub niedbale wystawianych recept lekarskich, co uniemożliwia ich realizację i wydanie pacjentom leków.

Na interwencyjny numer faksowy można przesyłać błędnie wystawiane recepty. Oczywiście nie chodzi o faksowanie każdej błędnej recepty, ale takich, które pomimo uwag i próśb pacjentów są stale wystawiane z tymi samymi błędami jak np. ciągłe używanie błędnych pieczątek z brakującymi danymi, co często w skargach aptek się powtarza.


Dziennik Zachodni
Służba zdrowia protestuje w całej Polsce. Służba zdrowia protestuje w całej Polsce

Trwa ogólnopolski protest służby zdrowia. W zdecydowanej większości szpitali, przychodni i poradni lekarze wzięli jednodniowy urlop na żądanie. Placówki medyczne pracują, jak podczas ostrego dyżuru, wykonywane są jedynie zabiegi ratujące życie. Na oddziałach szpitalnych pracują tylko lekarze dyżurni i ordynatorzy, nieczynne są przyszpitalne przychodnie specjalistyczne.

Zaplanowane wizyty lekarskie oraz operacje zostały odwołane i przełożone na późniejsze terminy. Lekarze i pielęgniarki walczą w ten sposób o podwyżkę swoich płac o 30% jeszcze w tym roku. W południe przed Sejmem ma odbyć się manifestacja pracowników ochrony zdrowia ze Śląska. Ma w niej wziąć udział ok. tysiąca osób.

W stacjach pogotowia ratunkowego protest ogranicza się do wywieszenia flag i oplakatowania placówek. Niektórzy lekarze rodzinni zamknęli swoje gabinety na cały dzień lub kilka godzin, albo je oflagowali. Nieprzypadkowo na termin protestu został wybrany 7 kwietnia, ponieważ tego dnia jest obchodzony dzień pracownika służby zdrowia.

Po raz pierwszy protestują lekarze dziecięcych szpitali. Tak jest m.in. w Szpitalu Dziecięcym przy ul. Litewskiej w Warszawie, gdzie urlopy na żądanie wzięło ok. 70% lekarzy - szpital pracuje tak, jak na ostrym dyżurze. Podobnie jest w innych warszawskich placówkach zdrowia.

Wszystkie szpitale i większość zakładów leczniczych przyłączyła się do protestu w Krakowie, bierze w nim udział ok. 80% krakowskich lekarzy.

Do protestu przyłączyły się też wszystkie szpitale w regionie legnickim, w tym niepubliczne - Miedziowe Centrum Zdrowia. Lekarze wzięli urlopy i dni wolne na żądanie. Placówka pracuje na zasadach ostrego dyżuru - poinformował członek dolnośląskiego komitetu protestacyjnego lekarzy dr Ryszard Kępa.

Podobnie jest w Zielonej Górze. Tamtejszy szpital pracuje tak, jak w weekendy i święta. Planowane operacje i zabiegi przesunięto na poniedziałek. Lekarze oflagowali i oplakatowali budynek. Większość z nich wzięła tzw. urlop na żądanie.

W Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Koninie (Wielkopolska) lekarzy na oddziałach jest mniej, ale - według zapewnień ordynatorów - pacjenci mają dostateczną opiekę. Część lekarzy pracuje też w przyszpitalnych przychodniach. Są to ci, którzy, jako zatrudnieni na podstawie umów cywilnoprawnych, nie mogli wziąć urlopu na żądanie - wyjaśnił rzecznik prasowy konińskiego szpitala Leszek Czajor.

Podobnie jest w innych placówkach służby zdrowia w tym województwie. Wszędzie lekarze powiadomiali wcześniej pacjentów o dniu protestu i w miarę możliwości przesuwali umówione wizyty na inne terminy. Normalnie działają przychodnie lekarzy rodzinnych.

W Pomorskiem - jak powiedział dr Andrzej Sokołowski z OZZL - w proteście uczestniczą wszystkie szpitale. Część placówek jest oflagowana. Najmniej protestujących lekarzy jest w Akademii Medycznej w Gdańsku. We wczesnych godzinach popołudniowych pod Urzędem Wojewódzkim w Gdańsku protestować mają studenci medycyny, którzy solidaryzują się z protestem pracowników służby zdrowia.

Protestują też lekarze w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie. Mają dyżury tak, jak w dzień świąteczny.

Podobnie jest w większości dolnośląskich placówek służby zdrowia. Do protestu przyłączyły się tam pielęgniarki, które wzięły urlopy na żądanie. W szpitalach dyżurują jedynie nieliczni lekarze, którzy zapowiedzieli, że będą udzielać pomocy wyłącznie w przypadkach zagrażających życiu.

W Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach (Świętokrzyskie) na 1000 pracowników, tylko 40 zażądało na piątek urlopu. Pracują wszyscy ordynatorzy i ich zastępcy, a także oddziałowe koordynatorki opieki pielęgniarskiej. Czynna jest m.in. przyszpitalna przychodnia kardiologiczna, a na izbie przyjęć dyżuruje o czterech lekarzy więcej niż zwykle.

W szpitalu klinicznym Akademii Medycznej w Białymstoku pracuje 2/3 z 300 lekarzy. Szpital ma w piątek ostry dyżur. Pracuje szpitalny oddział ratunkowy i izba przyjęć; na oddziałach są lekarze dyżurni.

Niemal wszystkie szpitale i poradnie publicznej służby zdrowia w północnej części woj. lubuskiego pracują w piątek, jak w weekendy i święta. Większość lekarzy wzięła urlop na żądanie. W związku z akcją protestacyjną, odwołano planowane operacje, zabiegi i wizyty u specjalistów.

Także w woj. łódzkim do protestu przystąpiły wszystkie szpitale - około 10 tys. lekarzy wzięło urlop na żądanie.

W Szczecinie do protestu służby zdrowia przystąpiły obydwa szpitale kliniczne Pomorskiej Akademii Medycznej, szpital miejski oraz szpital wojewódzki.

Na Podkarpaciu protestuje prawie 3 tys. lekarzy w 23 szpitalach. W tym województwie pierwsze protesty lekarzy odbyły się już 20 lutego oraz 13 i 14 marca. W kilkunastu placówek medycznych regionu lekarze pracowali wtedy, jak w dni świąteczne.

Do protestu służby zdrowia mają przyłączyć się pielęgniarki z trzech województw: kujawsko-pomorskiego, opolskiego i lubelskiego. Zdecydowana większość "białego personelu" ma protestować też w czterech regionach: łódzkim, świętokrzyskim, śląskim i zachodniopomorskim. Protest pielęgniarek ma przyjąć różne formy, m.in. jednodniowe urlopy na żądanie, czarne stroje, oflagowanie czy oplakatowanie placówek służby zdrowia.


. Załozyłam juz taki topik na Owczarku,ale ciagle nie moge mówić i myslec o tym spokojnie.Oczywiście wszyscy podzielają moja opinię,ale uważam,ze im więcej osób ją pozna,tym lepiej.Zresztą przeczytajcie:

Marcin Pietraszewski, Katowice 2006-04-21, ostatnia aktualizacja 2006-04-21 13:41

Uniewinnienia małżeństwa skazanego za wysłanie w kartonie z Katowic do Torunia szczeniaka chce prokuratura. Ta sama, która ich najpierw za narażenie psa na cierpienie postawiła przed sądem

Adam i Ewa D., lekarze z Katowic, kupili siedmiotygodniowego labradora Frodo w hodowli pod Toruniem. Zapłacili za niego 2 tys. zł i odebrali osobiście. Trzy tygodnie później stwierdzili, że ma on zgrubienie na ogonie i nie nadaje się na wystawy. Zapakowali Frodo do kartonu o wymiarach 67 x 53 x 43 i wysłali pocztą do hodowcy. Do kartonu włożyli rolkę papieru toaletowego, worki na odchody i miskę z wodą, która wylała się najprawdopodobniej już na początku podróży. Na kartonie małżeństwo napisało: "Uwaga pies".

Po 16-godzinnej podróży latem, w 30-stopniowym upale wycieńczony pies zdechł. Karton był pogryziony od środka, bo Frodo próbował się z niego wydostać.

Katowicka prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Adamowi i Ewie D. przedstawiono zarzuty spowodowania zbędnego cierpienia i narażenia szczeniaka na stres. W lutym br. sąd w Katowicach skazał ich na 10 tys. zł grzywny oraz 5 tys. zł na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Sędzia Marta Małachowska uzasadniała wyrok: - Jako lekarze dysponowali wiedzą, jaki wpływ na organizm małego psa będzie miała taka podróż. Nie było jednak dla nich ważne, na jakie cierpienia go narażą.

Sąd ustalił, że zgodnie z regulaminem poczty zwierzęta można przesyłać w koszach lub skrzyniach. Lekarze bronili się, że pracownik poczty przyjął psa w kartonie.

Kilka dni temu ta sama prokuratura, która oskarżyła małżeństwo i doprowadziła do skazania, złożyła apelację. Domaga się uniewinnienia lekarzy. Zarzuca sądowi błąd. "Fakt niedostosowania przez podejrzanych opakowania nie może decydować o ich winie. Nie mogli zrobić nic więcej, aby zwierzę całe i zdrowie dotarło do właścicieli" - czytamy w apelacji. Prokuratura odrzuciła też opinię sądu, że Adam i Ewa D. jako lekarze wiedzieli, na co narażają Frodo. "Są lekarzami, ale nie posiadają wiedzy o hodowli i wychowaniu małych psów" - argumentuje teraz prokuratura. Jako winnego zaniedbań, które doprowadziły do śmierci Frodo, wskazuje pocztę, bo przyjęła psa w kartonie.

Skąd zmiana stanowiska prokuratury? Z informacji "Gazety" wynika, że decyzję w tej sprawie podjął prokurator Krzysztof Sierak, szef Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Wezwał do siebie prokurator, która doprowadziła do skazania lekarzy, i polecił jej napisać apelację na ich korzyść. Prokurator odmówiła, więc na pisemne polecenie zrobiła to jej koleżanka.

Taki przebieg zdarzeń potwierdza Tomasz Tadla, rzecznik prasowy katowickiej prokuratury okręgowej. Zapewnia jednak, że prokurator Sierak nie zna skazanych lekarzy. - Zaangażował się w sprawę, bo wyłapano, że wyrok zapadł z naruszeniem przepisów ustawy o ochronie zwierząt. Mówią one, że odpowiedzialność za transport psa spada na przewoźnika. A to oznacza, że oskarżenie lekarzy było błędem, który staramy się teraz naprawić - tłumaczył Tadla.

Piotr Jaworski, krajowy inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, nie rozumie niekonsekwencji prokuratury: - Zwrócimy się z prośbą do prokuratury o wyjaśnienie tej sprawy.

Prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka nie wyklucza, że zarzuty w tej sprawie powinien dostać także pracownik poczty, który przyjął psa w kartonie. - To jednak nie zwalnia od odpowiedzialności karnej osób, które przesyłkę nadały. Pretekst wniosku o ich uniewinnienie jest dziwny i może rodzić podejrzenia - mówi.

Adam D. nie chciał z nami rozmawiać o sprawie Frodo.

Katowicki sąd apelacją zajmie się na początku maja. Jeśli uniewinni małżeństwo, to prokuratura wystąpi z aktem oskarżenia przeciwko pracownikom poczty.


I drugi artykuł sprzed kilku dni:

Gazeta.pl 28-07-2006
Komisja etyki: wysłanie psa w paczce moralnie naganne!

Katowiccy lekarze, którzy wsadzili siedmiotygodniowego szczeniaka do paczki i wysłali go pocztą, będą mieli problemy dyscyplinarne. Komisja Etyki Lekarskiej uznała ich zachowanie za naganne i skierowała sprawę do okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Szczeniak nie przeżył 16-godzinnej podróży w pudle.
Adam i Ewa D., małżeństwo lekarzy z Katowic, kupili siedmiotygodniowego labradora Frodo w hodowli pod Toruniem. Zapłacili za niego 2 tys. zł i odebrali osobiście. Trzy tygodnie później stwierdzili, że ma on zgrubienie na ogonie i nie nadaje się na wystawy. Zapakowali psa do kartonu i wysłali pocztą do hodowcy. Po 16-godzinnej podróży wycieńczony pies zdechł. Karton był pogryziony od środka, bo Frodo próbował się z niego wydostać.

Kilka tygodni temu "Gazeta" ujawniła, że katowicki sąd uznał winę lekarzy i za narażenie na cierpienie psa skazał ich na grzywnę po 10 tys. zł. Jednak ta sama prokuratura, która oskarżyła małżeństwo, złożyła apelację od wyroku. Zarzuca sądowi błąd i domaga się teraz uniewinnienia lekarzy. Prokuratura uznała, że lekarze nie posiadają wiedzy o hodowli i wychowaniu psów, nie mogli więc wiedzieć, na co narażają małego labradora.

Po publikacji "Gazety" sprawą Frodo zainteresowała się Śląska Izba Lekarska. Jej przedstawiciele nie mieli wcześniej pojęcia, że małżonkowie D. mieli proces, bo prokuratura nie poinformowała ich o przedstawieniu im zarzutów. Wewnętrzne postępowanie w tej sprawie wszczęła komisja etyki lekarskiej. W piątek poznaliśmy jej stanowisko w tej sprawie.

- Doprowadzenie do zbędnego cierpienia zwierzęcia komisja etyki uznała za moralnie naganne. Takie działanie stanowi naruszenie etyki lekarskiej - powiedział nam Maciej Hamankiewicz, prezes Śląskiej Izby Lekarskiej w Katowicach.

Lekarzami zajmie się teraz okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej. Jeżeli znajdzie przesłanki potwierdzające winę lekarzy, staną oni przed sądem lekarskim. Dodatkowo za kilka tygodni sąd zajmie się apelacją prokuratury. Jeżeli ją odrzuci i utrzyma wyrok, nazwiska lekarzy trafią do Centralnego Rejestru Skazanych.


Powiem jedno:Na wszelki wypadek będe unikała trafienia do lekarza lub lekarki,których nazwisko zaczyna się na D.

var _r = document.referrer ? encodeURIComponent(document.referrer) : ''; var _w = encodeURIComponent(document.location.href); var _e = document.inputEncoding ? document.inputEncoding : document.charset; document.write('');

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shirli.pev.pl


  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • therasmus.pev.pl
  •  Menu
     : kaniagostyn *UKS Kania Gostyń
     : LAWENDA LEKARSKA Właściwości
     : lavenda lekarska
     : Lawenda lekarska
     : Laska giełda samochodowa
     : Lacoste szary
     : łąka trwała
     : Łatwe nuty do kolęd
     : łatwe piosenki na gitarze
     : Lada Niva sprzedam
     : łazienka ze skosami
     . : : .
    Copyright (c) 2008 kaniagostyn *UKS Kania Gostyń | Designed by Elegant WPT