Strona główna
  lampka stojąca harmonię

kaniagostyn *UKS Kania Gostyń

WARHAMMER!!!. Ghorid

Trener bardzo zadowolony objaśnił Ci zasady... o dziwo, dzięki wprowadzeniu nowych ochraniaczy, wszelkie ciosy dozwolone zostały, ale to dopiero obowiązuje od początku obecnego sezonu. Dostałeś proste instrukcje, proste zasady... po prostu masz dobiec ze snotem do linii końcowej przeciwnika. Trener zawołał też jednego z tych szczuplejszych na pozycji biegaczy, Toreka, który w skórach robi, aby zabrał Cię na zaplecze do przymierzenia twojego snotballowego pancerza. Oczywiście poszliście zabierając ze sobą dwa kufle piwa.

Rakdorm

Spojrzałeś. Trochę złowrogo wygląda to wiszące kowadło nad wejściem do karczmy. Ale co tam...
Po wejściu zauważyłeś że izba jest niezbyt pełna. Stojący przy szynku karczmarz, dwóch.. trzech... nie... został tylko jeden krasnolud, bo tamtych dwóch poszło na zaplecze. Jest jeszcze kapłan sigmara.
Bez widocznych oznak napięcia, zamówiłeś sobie butelkę gorzały. Krasnolud wrócił do rozmowy z sigmarytą, ty zaś usadowiłeś się przy jednym z pustych stołów.
Krasnolud opowiadał właśnie o tym że w Averlandzie jest nawet znośnie dla krasnoludów, a w razie czego zawsze można się wybrać do jakiejś z pobliskich twierdz. Potem zaś mówić zaczął o drużynie Wściekłych Byków "z którą rano gramy". Ponoć same w niej tęgie chłopy oderwane od pługa, siekiery i kowadła. Szczególnie groźnym zaś wydaje się taki jeden małomówny... ponoć doszedł do drużyny wczoraj z rana.
Potem wskazał na plakat wiszący na jednej ze ścian. Słabe oświetlenie sprawiało iż trudno go było zauważyć.



-Nie wiem czemu zawsze rysują piłkę zamiast snota... ale... ten gość o którym mówię wygląda prawie jak ten pod tym z piłką...

Nagle ogólną "harmonię wnętrza" zaburzyło otwarcie się drzwi.


Mordrin

Wnętrze karczmy było całkiem przytulne. No... trochę może przypominało piwnicę czy cóś. Okienka były niewielkie, zaś jedynym źródłem światła były świece i jedna lampa stojąca na szynkwasie.
Za szynkiem stał karczmarz. Na przeciw niego jakiś sędziwy krasnolud dyskutował z sigmarytą. Przy stole nieopodal siedział jakiś typek popijając z butelczyny gorzałkę.
Dziarsko pomaszerowałeś do karczmarza. Słysząc twoje "żądania" uśmiechnął się i od razu wystawił jakby przygotowany kufel z piwem.
-Jedzenie zaraz będzie gotowe.
Spytałeś się o spanie.
-Jedno miejsce u góry i to tylko na tą noc. Mam rezerwację na jutro. W razie czego za 10 pensiaków możesz pan przenocować tutaj na ławie czy nawet na suficie - zaśmiał się i ruszył na zaplecze.
Starszy krasnolud natomiast przyglądał Ci się przez chwilę.
-No proszę proszę... Tylko rzekłem, że potrzebujemy kogoś do drużyny i już się zlatuje pełna karczma - uśmiechnął się - Kolejny entuzjasta snotballa?
Wyprawa. WYPRAWA


1

Byłoby dużym uproszczeniem, gdybym napisał, że wszystko zaczęło się od starego Indianina, który odwiedził mnie pewnej nocy i powiedział, że prawdziwym wojownikiem może zostać tylko ten, kto odważy się na samotną wędrówkę, w poszukiwaniu zgubionych cząstek duszy.

- W poszukiwaniu cząstek duszy? - spytałem zdziwiony. - Myślałem, że dusza jest całością, i że nie można pociąć jej na kawałki.
Stary Indianin wydmuchnął chmurę gęstego dymu i przez chwilę siedział tylko w milczeniu, przypatrując mi się z troską i smutkiem.
- Wiesz, że to tylko sen? - zapytał w końcu, jakby chcąc się upewnić.
- Domyśliłem się.
Indianin kiwnął głową i znów w milczeniu zaciągnął się tytoniem.
- Mimo to i tak spróbuję powiedzieć ci coś mądrego mój chłopcze - rzekł po chwili i wyciągnął w moim kierunku drewnianą fajkę.
- Chcesz zapalić?
- Nie, dziękuję. Rzuciłem niedawno.
- Bardzo dobrze, choć jeszcze nie słyszałem, żeby zaszkodził komuś dym utkany z kawałków snów - odpowiedział z lekką ironią i odłożył fajkę na mój nocny stolik, zaraz obok zgaszonej lampki.
Niby racja, ale nie chodziło mi o zdrowie, ale o zasady.

- Masz rację, że dusza zawsze jest jednością - stary Indianin wrócił do tematu. - Nie można jej pociąć, spalić, czy wysadzić w powietrze. To prawda. Ale żeby naprawdę osiągnąć tą jedność i harmonię, musimy udać się w drogę. Dla jednych jest to droga po zakurzonych ścieżkach świata, tam na zewnątrz, poza snem - wskazał głową ponad swoim ramieniem, gdzieś w nieokreślonym kierunku, gdzie jak się domyślałem, w prawdziwym świecie spała obok mnie moja żona, a za oknem szczekał pies - a dla innych przeznaczone są wewnętrzne bezdroża, na które muszą się zapuścić, żeby pokonać wrogów i otworzyć wszystkie zakurzone skrytki duszy.

- Nasza dusza jest całością, tak, to prawda - kontynuował - ale nigdy się tego nie dowiesz, jeśli nie wyruszysz w podróż i słuchając swojego serca, nie spróbujesz niczym duchowy Sherlock Holmes znaleźć zagubionych kawałków...
- Przecież sam powiedziałeś przed chwilą, że dusza jest całością i... -przerwałem mu niekulturalnie.
- Tsss dzieciaku - uciszył mnie surowo. - W tym momencie swojego życia może i masz sporo wiedzy teoretycznej, ale... - jego oczy wwierciły się jeszcze bardziej w moją śniącą świadomość - ... ale twoja dusza jest kompletnie w proszku i jeśli czegoś nie zrobisz, to już zawsze będziesz się czuł jakby cię było pół, albo nawet ćwiartka.
Na to nie miałem żadnego argumentu.
- Gdzie mam w takim razie iść?
- Złe pytanie chłopcze.
- Kiedy?
- Ciągle złe pytanie.
- Z kim?
- Zimno.
- Ile nieba kryje się w jednej kropli deszczu?
Stary Indianin uśmiechnął się zadowolony i zaczął znikać w pomarańczowej, sennej mgle.
- Pamiętaj jednak, że to był tylko sen - dodał na odchodne, a jego głos odbijał się coraz cichszym echem od miękkich ścian mojej głowy - i najprawdopodobniej nie ma on żadnego głębszego znaczenia... Najprawdopodobniej....

2

Wiatr nie przestawał wyć ani na chwilę i miałem wrażenie, że to jakiś olbrzym śmieje się ze mnie, spoglądając z góry na mój mały, potargany śnieżną wichurą namiot. Oczywiście to było głupie; przecież nikt nie byłby w stanie zobaczyć niczego w środku tej ciemnej, chłostanej deszczem i śniegiem nocy.

Lodowaty i mokry całun namiotu, pod ciężarem śniegu opadł w końcu na moje policzki i zanurzony w mokrych zwojach śpiwora, który zamiast grzać, wysysał ze mnie resztki ciepła, powoli zaczynałem panikować. Nieraz czytałem o podróżnikach, którzy spotkali swój koniec gdzieś daleko, na lodowych pustkowiach Arktyki, albo ośnieżonych szczytach Himalajów, ale przecież to był już koniec marca, na łące pod Gorzowem Wielkopolskim, a nie środek podbiegunowej zimy. Mimo to zaczynałem się trochę bać. Po raz kolejny sięgnąłem po małą latarkę, ukrytą pod zwiniętym swetrem, który służył mi za poduszkę (również przesiąknięty już wodą) i zerknąłem na zegarek. 2:45. Naprawdę minęło tylko pięć minut?!

Zgasiłem latarkę i bez nadziei na sen, podciągnąłem kolana pod brodę, próbując choć trochę się ogrzać. Chciało mi się płakać i miałem za złe temu komuś, kto co i rusz wymierzał mi policzek mokrym, targanym podmuchami wiatru brezentem namiotu. Choć zdawałem sobie sprawę, że nie ma tam na zewnątrz nikogo - jedynie parę drzew, niezbyt odległa szosa i cholerna, niespodziewana ulewo-śnieżyca, to jednak jakaś atawistyczna, pierwotna cząstka mojej świadomości, której istnienia do tej pory nawet nie podejrzewałem, wyobrażała sobie, stojącą za tym wszystkim, potężną istotę, która cieszyła się, że jakiś osioł postanowił porzucić przytulne objęcia cywilizacji i z beztroską tarotowego Głupca, oddał się w ofierze złośliwym bóstwom lasu.

Zmęczony zimnem, strachem i samotnością stałem się przesądnym neandertalczykiem, outsiderem, który szukając chwały i wolności, porzucił swoje plemię, ale którego odwaga stopniała w zetknięciu z bogami natury; okrutną Panią Śniegu, szalonym Markizem Deszczem i nieobliczalnym Baronem Wyjącym Wiatrem i teraz kulił się on w płytkiej jamie, niczym głupi, wystraszony zając.

Tamtej nocy, zostałem obdarty z romantyzmu, arogancji, nonszalancji oraz zadufania i stałem się nagim, płaczącym dzieckiem natury, przerażonym zbyt bliską obecnością swojej matki. To nie było miłe doświadczenie, ale z całą pewnością każda minuta spędzona wtedy w moim nadtopionym, miniaturowym, klaustrofobicznym namiociku była warta więcej niż rok na niejednym uniwersytecie. A przecież był to dopiero początek atrakcji, które miały mnie spotkać w czasie tej podróży.
Mój pierwszy "Clean" :D.
  Kuba_xD - Po obejrzeniu parceli mieszkalnej, której jesteś twórcą, postanowiłem napisać swoją opinię. Zrobię to w następującej kolejności, żeby było estetycznie: bryła, wnętrza, ogród, błędy, wrażenie. Nie chcę się po prostu pogubić, bo znając siebie, czasem potrafię się niepotrzebnie rozpisać i pogubić w tym, co miałem do przekazania, a zatem:

Bryła domu nie jest zbyt oryginalna. Przód ma dosyć ładny, ciekawie pomalowany, ale tył już jest ograniczony. Kiedy patrzę na niego (na dom) z tej perspektywy, odczuwam brak finezji w rozmieszczeniu ścian. Mogłeś dodać trochę pokoi, lub powiększyć istniejące, nadać im jakieś sensowne położenie, kształt a tym samym urok. Natomiast w tym przypadku na myśl przychodzi mi jedno – „zabawa w czworokąty”.
Obserwowałem właśnie w podobny sposób, jak robiła to moja koleżanka, mianowicie – dała kwadrat, powiedziała: „kuchnia”, dała prostokąt, powiedziała: „pokój”. Ja bardziej stoję za metodą wybudowania kształtu domu na początku, a następnie rozmieszczania w nim pokoi, aniżeli wstawienia pomieszczeń gdzie popadnie (obok siebie) nie zważywszy na kształt z zewnątrz, a przecież każdy przechodzień, który mija Twój dom, ocenia go po tym, co widzi na pierwszy rzut oka – czyli wygląd z zewnątrz, ewentualnie ogród, jak jest z przodu. Nie każdy ma dostęp do wnętrz.
Jeżeli natomiast Ty również zacząłeś od kształtu zewnętrznego, to może lepiej na wstępie spróbuj zrobić coś na przykładzie planów w gazetach, bo dzieła nie stworzyłeś, jeśli o to chodzi.

Przedpokój jest urządzony bardzo ubogo. Mało w nim obiektów. Wchodzący gość będzie odczuwał pustkę. Nie ma doniczkowych roślin, które by to wszystko ożywiły (nie licząc tych zerwanych słoneczników – nie lubię ich).
Na kolory nie narzekam, są naturalne, ale lepiej by wyglądały, gdyby oświetlała je choć odrobina słońca zaglądającego przez okna, których tutaj nie ma (to ala kibel, za bardzo się nie sprawdza).
Nie zauważyłem obrazów (po za tym jednym, którego ramy widać z rzutu „z góry”; jeśli się nie mylę to chyba jest na nim taki kwiat na szarym tle, a gdyby to była prawda, to bym był bardzo niezadowolony, bo oznaczałoby to, iż użyłeś bardzo nieprzyjemnego kontrastu, który psuję harmonię żółtych barw).
Nie podoba mi się połączenie w ten sposób przedpokoju z salonem, bo wówczas dalsza część korytarza wydaje się bez sensu – głupia. Według mnie mogłoby jej w ogóle nie być.
Na drzwi wejściowe również mógłbym ponarzekać, ale to, co wyżej wspomniałem – wystarczy (jeśli chodzi o przedpokój).

Salon jest straszny. Pusty. Nie posiada obrazów, bardzo mało roślin (jedna), wykładzina również rozpostarta po brzegi, ale żadnych głębszych dekoracji z tej strony brak.
Patrząc tak, wydaje mi się, iż po prostu meblowałeś to wszystko „na pośpiech”. Bez sensu są stojące obok siebie półki na książki. Nie podoba mi się też połączenie tego z jadalnią i kuchnią (do której nie ma zdjęć z bliska), brak zasłon na okna... Jednym słowem – pusta skorupa.

Sypialnia też urodą nie grzeszy. Łóżeczko, symetryczne udekorowanie po obu stronach (półka, lampeczka, obrazek, półka lampeczka, obrazek), szafka, lampka i nic po za tym. Gdyby pojawiło się lustro, toaletka to by nic się nie stało.
W tej sypialni nie ma nawet pozytywnego „feng shui”, simowie nie będą się tam czuć swobodnie „duchowo”.

Łazienka stosunkowo morze być, tylko gryzą się te odcienie błękitu pomiędzy ścianą a prysznicem. Poza tym nie mam zastrzeżeń.

Pokój dziecka, zrobiony w stylu „The Sims 2 Bonus” trochę budzi we mnie dziwne wrażenie. Mianowicie takie, jakby rodzice zbierali kasę i wydawali ją tylko na ten pokój a nie na wszystkie inne... bo on wygląda naprawdę ładnie w oczach dziecka (też chciałem kiedyś takie łóżko).
Jest znacznie na innym poziomie niż reszta. Tam było ubóstwo i ograniczenie, tu – raj dla oczu młodego sima.
Heh, nawet roślinka się znalazła, ale za to zasłonki poszły w panel.
Jeszcze jedno. Cały nastrój popsuła klatka z papugą. Szok. A już miałem powód, by dać Ci „wyżej” przy wystawianiu oceny.

Ogród, a raczej trawnik – już kompletnie zrujnował cały „efekt”. Jezioro mogło by być trochę bliżej (Ty wcisnąłeś je w róg, jak śmieć jakiś), strasznie mało drzew i roślin, niewykorzystanej przestrzeni... słabo.

Jeszcze chyba tylko dach został. Otóż, dach to ostatni element, jaki nadaje naszemu domu charakter, powinien być oryginalny, niepowtarzalny, ładny. Niestety wymaga odpowiedniej bryły, więc w tym przypadku również się nie sprawdził.

Błędów raczej dużo nie ma drobiazgowych, no bo niby w czym i gdzie mają one być? Mam jednak jeden, nie licząc powyższych: miska dla psa stoi tuż obok drzwi. Nie pomyślałeś o simach? Ktoś wchodzi do domu, załóżmy nowy sim, jest noc, bo wraca z pracy, zmęczony, wie jako tako, gdzie wieszak, podchodzi by zawiesić palto i potyka się o miskę rozwalając sobie głowę o stojak. Leży. Krwawi. Chce wezwać pomoc, ale z kolei telefonu nie ma tam i umiera. Tak samo umiera moje dobre zdanie o tym, co zaprezentowałeś.

Nie podoba mi się ta parcela. Ratuje Cię jedynie to, iż jest to wszystko „clean”, a ja bardzo lubię osoby, które tworzą domy, w oparciu o rzeczy stworzone przez maxisa. Nieprzyjemnie się gra (mi) mając dodatki które stworzono poza studiem, które często mają sporo wad i niedociągnięć.

Daję 2/10 (1 za jakiekolwiek pofatygowanie się i 1 za "clean").

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shirli.pev.pl


  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • minecraftpe.pev.pl
  •  Menu
     : kaniagostyn *UKS Kania Gostyń
     : lampka podsufitki nie gaśnie vectra
     : lampka od oleju nie gaśnie Ducato
     : lampka nad lustrem w łazience Forum
     : lampka oleju w Ford Escort
     : lampka rezerwy Rover 200
     : lampka od katalizatora Opel Corsa
     : lampka rejstracji 126p
     : lampka świateł przeciwmg
     : lampka olejowa na luzie
     : lampka do roweru z sygnałem
     . : : .
    Copyright (c) 2008 kaniagostyn *UKS Kania Gostyń | Designed by Elegant WPT