kaniagostyn *UKS Kania Gostyń
Komnata HordHawka. *Uśmiechnął się, iście serdecznie. Dość miał stwarzania pozorów utkanych z obłudy. Po prostu uśmiechnął się, a blizny na jego twarzy zdały się niknąć, łagodniejąc tym samym surowe oblicze wojownika. Spod pół szaty wyciągnął jeszcze butlę, z lekka zakurzoną. Lak na niej głosił, że przywędrowała z Galimorskiej Karczmy.*
-Znajdą się dwie szklanice? Kurz traktu mi na gardzieli osiadł... * rzekł na swe usprawiedliwienie. * Sesja 1. Serpent przyjrzał mu się uważnie, obliczając, czy wampir mógłby mu jednak jakkolwiek zagrażać. Faktem jednak było, że nie spał już dwie doby i jego organizm, mimo że obdarzony boską mocą, zaczynał dawać oznaki zmęczenia. Ponadto, nie zamierzał odwiedzać bez potrzeby ludzkich siedzib.
- Chętnie - rzekł, nieco łagodniejąc na twarzy. - Obiecuję, że nie zbudzę cię ze snu, sam jestem wyczerpany - dodał, zastanawiając się, czy nie powiedział zbyt wiele.
I któryż z nas jest INNY, panie?
Zignorował uszczypliwy komentarz Vipera, w nocowaniu u wampira widząc tylko korzyść wypoczynku. Polana. Jakaś część jego jestestwa, uśpiona na samym dnie świadomości, przebudziła się wraz z dźwiękiem jej głosu i przenikliwym spojrzeniem, jakim go obdarzyła. Przebudziła się, a następnie poczęła szarpać wewnętrznie z całym ogromem myśli tłoczących się w czarnym łbie, sprawiając wrażenie, że pulsujący od tego zgiełku ból rozsadzi czaszkę od środka.
Wszystko to raptem uspokoiło się, niby morze łagodniejące po wzburzonym sztormie. Chłodnym, fałszywie przytomnym spojrzeniem zlutrował oblicze Dream i wówczas zrozumiał, że nie wie co począć i że nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Minęło zaledwie parę sekund, ale tyle wystarczyło, by zrozumiał, że nie chce jeszcze bardziej wszystkiego komplikować. Wszystko było już tak zawiłe i trudne, że nie trzeba było na domiar tego rozegrywać tu dramatycznych scen, że nie chciał wiedzieć dlaczego, czy to z jego winy... To i tak niczego by nie zmieniło.
W końcu odezwał się, nie mogąc dłużej zdzierżyć ciszy. Mówił wolno, bardzo wolno, z ostrożnością rozważając każde swoje słowo i każdą jego sylabę.
- Przestałem wierzyć, że jeszcze kiedyś Cię zobaczę. Czas pozbawił mnie nadzieji, choć bardzo jej pragnąłem. Powiedz mi tylko... czy wszystko się zmieniło? Sypialnia. - Boże...
Rzekl zaskoczony chłopak wchodząc do środka zaskoczony. Dość że był roztrzęsiony tym co się wydarzyło na pół piętrze to jeszcze Yoen mu właśnie dołozył. Podszedl do niego szybko spoglądając na jego bandaże
- Co Ci się stało ?
Zapytał nagle łagodniejąc , a kiedy tutaj przyszedł miał bardzo wiele do opowiedzenia. Czasami ich spotkania traktował jak wizytę u psychologa, a czasami zupełnie innaczej . Dzisiaj było własnie to trugie traktowanie....inne. "Miłości Grabież". Stefan Terlecki h. Sas
***
Zauważywszy, że jeno mości pan Węgier takiż ciągle do kozaka niechętny i wrogi do reszty waćpanów przystaję nieco łagodniejąc. - Jako żem gadał, siostrzeniec mój mało rzecze, ale kiedy już coś powie to z woli Bożej racje ma! - uśmiecham się pod wąsem by tą sytuacje niezręczną niejako uspokoić. - Da pan kozak rade na konia się wdrapać? Przeciez nie będziem do wsi piechotą iść...
*** "Miłości Grabież". Pan Bościński niepewnie na pana Węgra patrzy, krócice w łapach swych krępych poprawiając. Teraz jeno do Kozaczyny się wraca, srogim spojrzeniem go wnet obrzucając.
- Cichaj Kozacze! Upił się, by do szlachty takim tonem gadać?! Uratowaliśmy-li cię, ale to nie znaczy, że poczucia szlachectwa w sobie ni mamy! - Przystaje na moment, łagodniejąc zupełnie prawie. - Toteż uważaj... Hotel "Przyczajony Smok". Rozluźniła się.
- Już dobrze Paul - odwróciła się do niego i pocałowała go delikatnie - Przepraszam, ja po prostu... To czasem jest takie trudne. Opanowanie się. Ale nie wybaczyłabym sobie gdybym "zjadła" człowieka... Gdybym zaczęła, to nie umiałabym się powstrzymać - pocałowała go znów - Myślisz że do pokoju dostarczą żywe króliki - zażartowała - zamów mi tuzin - zachichotała łagodniejąc. [Wszyscy] Inside The Cage.
Luciel D'Aure
Założył ręce na piersi i stał chwilę, nie odzywając się. Po początkowo ponurej, stopniowo łagodniejącej minie widać było, że stara się opanować złość.
Nie mówiłem, że chcę ją zabić. Mówiłem, że nie mam zamiaru jej wysłuchiwać i że chcę, żeby zostawiła nas w spokoju. A jeśli myśli pan, że jest w stanie przechytrzyć erynię, zwłaszcza w tym stanie, w jakim jest obecnie, to podziwiam pańską pewność siebie, Matthew, naprawdę. Posłuchamy trochę jej słodkich słówek i zaraz będzie po nas.
Obdarzył Nairę pięknym, łagodnym i smutnym jednocześnie uśmiechem.
Cóż, obawiam się, że jestem właśnie tym typem paladyna, którego nazywasz fanatykiem. I jeszcze raz chciałem nadmienić, że nie mam zamiaru jej zabijać - chyba że dalej będzie tu tkwiła i próbowała nas omamiać. W objęciach słodkich rozkoszy.. Niebo i ziemia odpowiedziały głuchym milczeniem. Czarodziejka daremnie wyglądała znaków z zachodu. Żaden grom ani błysk nie rozdarł granatowej kurtyny chmur. Tak jakby cały świat godził się ze słowami Elfa z cichym, monotonnym przyzwoleniem. Słońce krwawą czerwienią żegnało się z Osadą tak jak każdego innego dnia. Przeszywająca cisza.
Spodziewała się, że odpowiedź Ankalimuna nie ukoi jej trosk, które od wielu dni spowijały jej myśli i serce. Była na to przygotowana. Jednak ukłucie żalu i tak przypomniało dobitnie, gdzie jest, a gdzie być powinna. Jej jedynym domem był już tylko On.
- Nie odchodź beze mnie... Proszę.
Poczuła na policzku pierwszą kroplę deszczu. Burzowe chmury rozlały się po niebie szerokim pasmem, łagodniejąc i rozchodząc po horyzont. Ciepłe krople z delikatnym szumem chłodziły powietrze. Lekki wiatr poruszył rozpuszczone włosy Elfa i kobiety, pozwalając kosmykom splątać się w jedno. Burzowe chmury.. odeszły w zapomnienie.
Wiele mogłaby powiedzieć o Osadzie, ale przed każdym słowem stałoby jedno, najważniejsze - to za Nim tu przybyła. I za Nim odejdzie.
- Nie zostawiaj mnie samej, Ankalimunie. Nigdy.
Najlepszy Tor F1. porównując pierwsze 2 zakrety w chinach i malezji popełniasz bład chiny sa bez porównania trudniejszym torem.
No nie wiem czy są trudniejsze. To w Malezji znajduje się najtrudniejszy odcinek w tym roku (według kilku kierowców) - zakręty 12, 13, 14. W Chinach najtrudniejsze są zakręty 11, 12, 13, ale chyba łatwiej jest pojechać na zakręcie łagodniejącym, niż zacieśniającym się. Poza tym jak napisałem, tory mają podobną charakterystykę ogólną, podobne sekcje i ich kolejność. . Kościółek w Mrukowie
Naradziwszy się pospołu herbowi zawrócili do siedzącego na ławie Komodę, czekającemu cierpliwie na ich odpowiedź i dającego co chwila znaki zaglądającemu do kościoła z grymasem niepokoju na obliczu młodemu góralowi.
- Rzeknijcie zatem, waszmościowie, czyście gotowi wspomóc mnie w zbożnej wyprawie? – zapytał harnaś wstając z miejsca i krzyżując ramiona na piersiach – Pójdziemy razem na zbójców słowackich?
- Pewnie, że pójdziemy – uśmiechnął się szeroko Gustaw Leszcz – Na ten oto krzyż gotów żem przysięgać, że razem tę bandę wysieczemy dla dobra ziem królewskich, a żeby pewnym być, iże nikt się sprawiedliwości nie wymknie, chcemy siły wasze i nasze zgodnie połączyć, sędziowskich hajduków w owy najazd zabrać.
Twarz Komody stężała momentalnie, na jego czole pojawiły się głębokie zmarszczki, a w oczach dziwnie groźne błyski.
- Za głupca mnie macie, panowie szlachcice? – zapytał podniesionym głosem harnaś – Iście musicie myśleć, żeście na głupka trafili, który bez oporu w śedziowskie wlezie łyki, a wy go do Rycerki na szafot powleczecie!
- Nie takie nasze intencyje! – podniósł pojednawczym gestem dłonie pan Tomasz – My jeno chcieli siły złączyć, by się nam Słowacy nie wymknęli z potrzasku. A hajducy pana Kmity i jego totumfacki Mikołaj wybornymi świadkami być mogą, by waszej niewinności zaświadczyć, a niesłuszne oskarżenia zdjąć z barków.
- Znaczy się, sędziego Kmity nie znacie ani jego Mikołaja! – fuknął rozzłoszczony zbójnik, wsadzając obie dłonie za swój wyszywany złotą nicią pas i przytupując jedną nogą dla podkreślenia swego wzburzenia – Ten kurwi syn hajduk za nic słowo wasze ma ani paktowanie! Jak mnię zoczy, od razu na sznur weźmie, a do sędziego zawlecze i nic nie zdołacie przeciwko temu uczynić! Nic z tego, mości panowie! Z sędziowskimi pachołkami nigdzie się nie wypuszczę, bo do żadnego z nich plecami zwrócić bym się nie mógł!
- Słowo szlachcica ci dam, że... – zaczął pan Krzysztof, ale Komoda uciął jego słowa gwałtownym ruchem ręki.
- Nic mi po waszym słowie, waszmościowie, chociaż wiem, żeście honorem ręczyć gotowi i owego słowa dotrzymać – odparł harnaś łagodniejąc nieco - Nie po drodze mi z sędziowskim psem gończym i jego pachołkami. . - Ależ proszę bardzo, nie ma za co dziękować – szepnął pod nosem Evans, kiedy rudowłosa żołnierka wzięła bez słowa jego pistolet i wsadziwszy sobie broń za pas usadowiła się ponownie wygodnie w fotelu. Obserwator upewnił się, że jękliwy dźwięk przekładni dwuipółtonówki zagłuszy jego sarkastyczne słowa, ale widać nie dość dobrze zadbał o beznamiętny wyraz twarzy, bo niektórzy z siedzących na pace Reo wojskowych uśmiechnęli się natychmiast pod nosami.
Chciałbym was widzieć na placu musztry w Norfolk, łapserdaki, pomyślał Nowojorczyk śledząc jednocześnie wzrokiem przedmieścia La Crosse. Ciężarówka podskakiwała na wybojach i kołysała się z jękiem maltretowanych resorów zmierzając stanową dziewięćdziesiątką w kierunku granicy Minnesoty i Południowej Dakoty. Z danych wywiadowczych Posterunku wynikało, jakoby ludzka populacja w tak bliskim sąsiedztwie Molocha była szczątkowa, ale Evans zakładał, że tu i ówdzie wciąż mieszkali jacyś ludzie, a że ludzie rezydujący w cieniu Bestii bywali paranoicznie podejrzliwi, drażliwi i szybcy w pociąganiu za spust, rozsądek nakazywał zachować daleko idącą ostrożność nawet na początkowym, pozornie spokojnym etapie podróży.
Zresztą paranoicznie podejrzliwi i węszący wszędzie Molocha obywatele nie byli największym zmartwieniem Evansa. Przed wyjazdem z Nowego Jorku prezydencki wysłannik miał okazję przestudiować szokujący raport wywiadu dotyczący jednej z religijnych eklaw na terytorium dawnej Kanady. Tamtejsi mieszkańcy zdawali się oddawać Molochowi cześć, mieniąc się wybrańcami Stalowego Boga i traktując z ogromną wrogością obcych postrzeganych przez nich za pogan – i stanu owej religijnej emfazy nie zmieniał nawet fakt, że Łowcy Molocha w najmniejszym stopniu swych czcicieli nie oszczędzali, eksterminując ich przy każdej nadarzającej się okazji.
Stany Zjednoczone już przed Wojną uważane były za świętą ziemię dziwaków i w opinii Evansa obecnie problem ten już się tylko pogłębiał. Szukając odskoczni od posępnych myśli mężczyzna sięgnął do kieszonki kurtki, wyciągnął z niej zwiniętą w czworokąt fotografię, spoglądał na nią przez dłuższą chwilę.
Gdyby którykolwiek z jadących na pace żołnierzy zerknął wówczas na twarz Nowojorczyka, spostrzegłby natychmiast łagodniejące rysy obserwatora. Podyskutujmy o Sebie ...Pudzian !! Marsz do NFL !!!. A może ta slabsza forma w ostatnim sezonie w Field kick'ch i mala ilosc touchbackow Seby ma zwiazek z jego lagodniejacym temperamentem(jak tylko przestal rozrabiac to zeszlo z niego powietrze) ??? Skala okejkowości (ulubiony forumowicz). czyżbym zauważał złagdnienie obyczajów naszego drogiego Wolanda ?
trzeba to poddać pod dyskusję na najbliższm spotkaniu IWIL KAŁNSIL ...
czyli zrobić Wolandowi kręcenie wszystkiego cos się da i zostawić jego zwłoki w parku ku przestrodze innych łagodniejących Plaża. patrzę w morze łagodniejącym wzrokiem sala trenignowa nr. 1. <wbrew pozorom ja jednak nie straciłam przytomności i wypadało poczekac na mój odpis :P>
Kiedy Królewkie cero szybowało w jej stronę, a ona starala się go uniknąc za pomocą sonido, już wiedziała że nie będzie to takie proste. Jednak firmowy atak dziesięciu mieczy, przerastał może zbyt pewną swoich umiejętności Carmen. Przeraźliwy ból w ramieniu, tylko ją w tym przekonaniu uświadczył, a gdy zobaczyła że częśc jej kończyny pożegnała się z jej ciałem, po prostu się wściekła.
- To chyba jakieś koszmar... Ja wiedziałam że członkowie espady mają coś z głową ale żeby aż tak...
Jęknęła łapiąc sie za kikut. Myślała że to już koniec kłopotów, gdy Mirro utracowszy swoją dłoń się opanuje, jednak w następnej chwili drzwi sali rozwarły się, a do pomieszczenia wpadł niczym tornado F5, nikt inny jak Cero espada, razem z towarzyszyem, ktorego Carmen nie znała.
- Oho... Wejście smoka...
Mruknęła pod nosem, z ironią... utrata ręki jakoś pobudziła jej czarny humor. Nim zdążyła się odezwać i powiedzieć swojemu mistrzowie, że oprócz tego że nie ma ręki i cholernego bólu w calym ciele, nic jej nie jest Bushi rozpoczął swoj heroiczny wywod na temat zemsty jaka czeka Mirro. No i jak na prawdziwego bohatera przystało... nie, nie podbiegł do swojej biednej, ledwo żywej fraccion żeby zapytać się czy żyje ewentualnie, zanieść ją do szpitala... o nie to by było zbyt sztampowe, Bushi postanowił być orginalny i spróbować zabić swoją jedyną uczennice uwalniając w jej obecności pokłady swojego ogromnego reiatsu, które przygniotłu ją do ziemi.
- Czy ja już mówiłam że członków espady, trzeba skierować do specjalisty?
Warknęła pod nosem. O dziwo towarzysz Jofu odpalił swoje Ban kai... po jaką cholere Carmen nie mogła pojąć, może zasada "jak wszyscy to wszyscy, nie będe gorszy..." Słysząc tłumaczenia Mirro parsknęła śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. No tak narozrabiałem, a teraz musze jakoś ratować skórę i rzeczywiście jego skórę uratowało przybycie odziału antyterrorystycznego spółka LN. Dziewczyna chyba pierwszy raz ucieszyła się tak bardzo na widok przybycia Exequitas. Powli wstała z kolan i krzywiąc się z bólu podeszła do Bushiego, zaciskając zdrową dłoń na kikucie.
- Bushi-sama... Prosze pohamuj swój gniew... Mirro-sama rzeczywiście nie miał pojęcia o tym że jestem twoim fraccion i wspaniałomyślnie chciał stoczyć ze mną sparring, aby trochę mnie zachartować... I udalo mu się, po oderwaniu kończyny, nawet nie za bardzo boli...
Oczywiście to było kłamstwo, jak i to że Mirro nie wiedział kim jest przełożony Carmen, ale dziewczyna miała teraz ochote jedynie iść spać a nie mieć na sumieniu jednego z członków espady, ktoremu nie omieszkała rzucić wyjątkowo wściekłego spojrzenia, które po chwili ani trochę nie łagodniejąc skierowała w stronę swojego mentora.
- A tak w ogóle to ciężko mi chodzić z tymi ranami i bez twojego plucia reiatsu na wszystkie strony świata, więc łaskawie wyluzuj, jak zrobią coś z tą moją ręką to zaparze ci meliskę. Ale teraz uspokój się, weź kolege pod rękę i idziemy stąd za nim wpadnie tu Carlos-sama i twoja akcjia ratunkowa skończy się w ciemnicy albo w sali tortur... Bushi-baka-sama!
Ryknęła na niego już chyba całkiem wyprowadzona z równowagi i burcząc coś pod nosem (co było najprawdopodobniej wiązanką przekleństw), ruszyła lekko kuśtykając w stronę wyjścia z sali.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshirli.pev.pl
|
|
|