kaniagostyn *UKS Kania Gostyń
Kalendarz Imprez Tuningowych 2008. Kalendarz Imprez Tuningowych wg magazynu GT
nudzi mi sie to napisze troche, a kiedys indziej reszte, mam nadzieje ze sie przyda
KWIECIEŃ
12-14 IV - XIV Targi motoryzacyjne ''Autosalon 2008'' - Lublin
18-20 IV - X Centozlot - Borki
18-20 IV - VI Targi motoryzacji ''Auto Show'' - Bydgoszcz
26-27 IV - Sound of tuning - Lublin
27 IV - VII Ogólnopolski zlot ''Speed Mania'' - Trójmiasto
30 IV-4V - VI Ogólnopolski Zlot Fiata Coupe - Kazimierz dolny
MAJ
1-4 V - Majówka z Cabrio-Club - Bory Tucholskie
1-4 V - Ogólnopolski zlot Tico tuning team - Osajków
1-4 V - Majówka Nexia - Łapino
2-3 V - I runda drifting cup 2008 - Lublin
2-4 V - XIV Moto piknik - Szczytno-szymany
2-4 V - III Ogólnopolski zlot renault 19 - Drobnice
10 V - Majówka z BMW - Toruń
10 V - Wiosenny zlot Fiesta kp (brak danych o miejscowości)
10 V - Lap Race puchar WST - Ułęż
16-18 V - XXII MajóVWka - Warszawa
16-18 V - Zlot Civic klub Polska - Ułęż
17-18 V - Tuning Show - Kraków
18 V - Puchar Polski 1/4 mili - Kamień Śląski
22-25 V - III Ogólnopolski zlot VW Polo klub Polska - Prądocin
22-25 V - III Zlot Renault Laguna klub Polska - Gosławice
30 V-1 VI - V Zlot American Eagles Car Club - Olesno
21 V - Charytatywny zlot tuningowy - Orzesze
Dobra narazie koniec później albo jutro dodam kolejne 2 miesiace
P.S Mam to w ogóle dopisywać czy nie ?? Ziemia, działki - post chyba do mieszkańców Bieszczad. Do fotek od LUPINO: cudo!!!! własnie takie są Biesy!!!! szkoda że nie mam fotek z Wyzniańskiej sprzed 2 lat jak to przyjechało towarzystwo nowe 2 BMW, Meganka i Volviak - supernowoczesne kurtki Alpinusa, firmowe czapki, jedna pani nawet w futerku :D . Poszli do schorniska, mysmy przyjechali 2 godziny po nich, wskoczylismy na nalesnika i z pół godziny po nich wyszlismy. Po dojściu do parkingu z daleka słyszelismy wyklinanie i wiązanki mięsne że parkingowa (!!!) nie odsnieżała a przez 4 godziny napadało z 40cm sniegu...w ruch poszły łopaty i dygali z 50 metrów odśniezania bo oczywiscie ustawili się najdalej od wjzdu bo najbliżej żeby iść...Nie skorzystali z oferowanej pomocy w odholowaniu do drogi, a ostateczny finał był taki: (słowa bez cenzury): więcej w te pieprzone Bieszczady nie będziemy sie wpier....bo tu g... a nie odśniezają drogi a pier... drogowcy to sobie chyba w h... lecą. Bo takie są Bieszczady i chwała Bogu za nie!!!! : Raid Kowala GDAŃSK, Noc Muzeów, 15/16 maja 2010. Na liście mamy już okrągły tuzin załóg - jak mawiał dobry wojak Szwejk.
1. Paweł Głębicki i Piotr Głębicki; Cadillac Series 62, 1954 (ewentualnie Polski Fiat 125P, 1968)
2. Artur Werra i Katarzyna Werra; Volkswagen T1, 1960
3. Marcin Sieciński i Asia Drawc; Volkswagen Typ 1, 1968
4. Tomasz Groszewski i Sylwia Wyrębska, Skoda 1202 STW, 1971
5. Artur Konkol i Dawid Filip; Syrena 105, 1973
6. Krzysztof Ignyś i Kamil Ignyś; Polski Fiat 125P, 1975
7. Michał Schulz; Zaporożec 968, 1976
8. Łukasz Lewandowski i Julia Lewandowska, Polski Fiat 125P, 1977
9. Józef Mejna i Emil Sychowski; Polski Fiat 126P, 1978
10. Bartosz Mroczkowski; Opel Manta B, 1979
11. Marek Pietruszewski i Agnieszka Pietruszewska, Mercedes Benz W107, 1981
12. Michał Kalsztein; BMW 528i, 1983
Tak jak wczoraj wspomniałem, w trasie rajdu zawodnicy zwiedzą kilka obiektów muzealnych lub historycznych. We wszystkich tych miejscach zawodnicy zostaną oprowadzeni przez gospodarzy:
1. Elektrownia Wodna w Łapinie.
2. Muzeum Ceramiki Kaszubskiej w Chmielnie.
3. Nieczynna stacja kolejowa w Kartuzach.
4. Muzeum Volkswagena w Pępowie.
5. Jak zwykle Kuźnia Wodna zostanie zaprezentowana wszystkim chętnym przez swoich gospodarzy. W Kuźni - oprócz tradycyjnych pokazów pracy kowala - będzie można posłuchać muzyki, przyjrzeć się rycerskim walkom i oczywiście podziwiać zabytkowe pojazdy.
Dodatkowo w Muzeum VW zawodnicy będą mogli chwile odpocząć przy kawie i ciastku, a w Kuźni Wodnej posilić się pieczoną kiełbasą i rozgrzać herbatą.
Wymienione atrakcje - pomimo braku sponsorów - nie wymagają od uczestników rajdu żadnych dodatkowych opłat. Niestety brak wsparcia z zewnątrz zmusza nas do dość skromnych gestów wobec rajdowców.
Nadal czekamy na zgłoszenia osób niezainteresowanych rajdem, ale chętnych do pokazania swoich zabytkowych pojazdów na wystawie przy Kuźni. Boks. Polski pretendent do tytułu mistrza świata: na szczęście więzienia uniknąłem
Nie żałuję niczego, co zrobiłem złego w życiu. Nie ukrywam, że miałem kłopoty z prawem, dostawałem wyroki w zawieszeniu. Burzliwa młodość sprawiła, że wyrobiłem w sobie charakter do ciągłej, twardej walki - przyznał bokser Rafał Jackiewicz, który będzie walczył z Isaakiem Hlatshwayo z Republiki Południowej Afryki o tytuł mistrza świata federacji IBF w wadze półśredniej.
PAP: - Rafał Jackiewicz mistrzem świata IBF wagi półśredniej. To brzmi wręcz nieprawdopodobnie.
Rafał Jackiewicz: - Brzmi bardzo nieprawdopodobnie, tym bardziej, że ta kategoria wagowa jest świetnie obstawiona. Dostanie się do pojedynku eliminacyjnego to już kosmiczna sprawa, a co dopiero konfrontacja o właściwy tytuł. W ostatnim czasie odwaliłem kawał dobrej roboty, ale to co zrobili moi trenerzy - Fiodor Łapin i Paweł Skrzecz, i promotorzy - Andrzej Wasilewski i Piotr Werner, doprowadzając do tej walki, to jest mistrzostwo świata.
- Jak zareagował Pan na informację o walce z Hlatshwayo?
- Z wrażenia wyrzuciłem batonika z ręki. Nie, żartuję. Akurat spacerowałem z córką Mają, gdy zadzwonił Łapin. Pierwsze wrażenie? Niedowierzanie, wielka radość, ale i satysfakcja, że opłaciło się ciężko pracować i rezygnować z pewnych przyjemności.
- Za chwilę Pana nazwisko może znaleźć się obok największych sław pięściarstwa.
- Wiem, że Hlatshwayo to kozak z górnej półki, ale wierzę, że mogę wygrać. To nie tak, że pojadę, wyjdę do ringu i będę boksował. Nie, ja wypluję flaki z siebie i dam więcej niż mogę. Będę napier... dopóki nie spuchnę, ale jeśli zabraknie sił, to dalej będę bił ile wlezie.
- Mosley, Cotto, Margarito czy Betto wiedzą kim jest pretendent z Polski?
- Na pewno nie wiedzą, bo co ich obchodzi prosty chłopak z Mińska Mazowieckiego? Ale niedługo mogą się dowiedzieć, bo przy moim poświęceniu, podejściu do treningów i kariery jestem w stanie zwyciężyć. Najważniejsze, że daję sobie radę z utrzymaniem wagi.
- Pas IBF to poważne wyzwanie, ale i poważne pieniądze do zgarnięcia?
- Szczerze, to nawet nie wiem, ile mogę zarobić. Z pewnością nie będzie to bardzo duża suma. Za wcześnie jeszcze na super gażę.
- Ma Pan pomysł jak zainwestować wypłatę?
- Nie myślę o tym, koncentruję się tylko na walce. Nic nie jest w stanie powstrzymać mnie przed wygraną. Chociaż o jednym zapomniałem, chcę sprawić sobie kilkuletni samochód bmw "siódemkę".
- Niespodziewany pojedynek z Hlatshwayo sprawił, że musi odwołać Pan zaplanowany na 4 lipca ślub z narzeczoną Martą Mrówką.
- Marta rozumie, że to moja życiowa szansa, więc nie jesteśmy rozczarowani. Każdy, kto mnie zna, wie, że czy zostanę mistrzem świata, Polski czy tylko podwórka, to i tak będę tylko z Mrówką. Ślub odbędzie się za rok.
- Dlaczego do przyszłej żony zwraca się Pan po nazwisku?
- Bo ma fajne nazwisko. Rzadko mówię Marta. Wspólnie z przyszłą małżonką prowadzimy w Mińsku Mazowieckim dziecięcy klub rozrywki z grupą przedszkolną o nazwie "Mrówkolandia". Niestety, biznes nie przynosi dochodów.
- Żałuje Pan grzechów młodości?
- Nie żałuję niczego, co zrobiłem złego w życiu. Burzliwa młodość, bez ojca, później także bez mamy, która wcześnie zmarła, sprawiła, że wyrobiłem w sobie charakter do ciągłej, twardej walki. Być może gdyby nie to wszystko, nie byłbym taki odporny na wszelkie życiowe niespodzianki i stresy.
- Dziwne, że człowiek z taką przeszłością jak Pan nigdy nie odwiedził żadnego zakładu karnego.
- Ciężko zliczyć, ile razy zatrzymywany byłem na 48 godzin. Mińsk Mazowiecki, Garwolin, Kołbiel, Otwock... Gdzie ja nie byłem na "dołku"? Ale na szczęście więzienia uniknąłem.
- Pobicia to najpoważniejsze sprawy z Pana przeszłości?
- Było kilka takich wydarzeń. Niektóre kończyły się nie tylko na pobiciach, ale nie rozwijamy tego tematu.
- Podobno była sytuacja, w której Pan był poszkodowanym?
- Około dziesięciu lat temu zdarzyło się, że zostałem uprowadzony. Nikogo jednak nie "sprzedałem" i wszystko dobrze się skończyło.
- O wiele gorzej mogło zakończyć się przystawienie pistoletu do głowy na jednej z dyskotek.
- Wstawiłem się za kolegą, którego biło czterech typków. Jeden z nich przystawił mi broń do głowy, a później do kolana. Miałem sporo szczęścia, że wyszedłem z tego bez szwanku. Jak zwykle w życiu spadłem niczym kot na cztery łapy.
- W 2002 roku był Pan znów bliski śmierci.
- To była najtragiczniejsza sytuacja z moim udziałem, a doszło do niej podczas świętowania pierwszych urodzin synka Jacka. Dostałem nożem w serce i niewiele zabrakło do śmierci. I znów powtórzę, że te wszystkie przeżycia, sytuacje, gdy przyjeżdżano, straszono mnie, tylko umocniły moją pozycję. Każdy chciał się sprawdzić z Rafałem Jackiewiczem, bo miałem w okolicy opinię dobrego zawodnika.
- Wie Pan kto próbował Pana zabić?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Jak świętował Pan zdobycie mistrzostwa Europy i późniejsze obrony tytułu?
- Objadałem się cukierkami, ciastkami, batonikami. Po prostu masakra. Ale w ogóle nie piłem. Kiedyś był od razu alkohol i zabawa do rana. To już przeszłość.
- A jak walka z Hlatshwayo zmieniła Pana przyszłość?
- Bardzo zmieniła najbliższą przyszłość, bowiem w sobotę miałem stanąć na bramce w dyskotece, a w niedzielę zagrać w meczu piłkarskim. Sytuacja finansowa sprawiła, że do głowy zaczęły przychodzić szalone pomysły.
Ciekawy czlowiek z tego Jackiewicza, zycze mu zeby wygral walke o mistrzostwo swiata, chociaz szczerze mowiac nie wiem jak walczy ten Hlatshwayo. Ale szacunek dla takich typow jak Rafal. Boks. Rafał Jackiewicz: Nie żałuję niczego, co zrobiłem złego w życiu http://www.sportowefakty.pl/photos/4...9777334879.gif http://www.sportowefakty.pl/photos/4...e568527710.gif - Nie żałuję niczego, co zrobiłem złego w życiu. Nie ukrywam, że miałem kłopoty z prawem, dostawałem wyroki w zawieszeniu. Burzliwa młodość sprawiła, że wyrobiłem w sobie charakter do ciągłej, twardej walki - przyznał w rozmowie z PAP bokser Rafał Jackiewicz, który będzie walczył z Isaakiem Hlatshwayo z Republiki Południowej Afryki o tytuł mistrza świata federacji IBF w wadze półśredniej. PAP: Rafał Jackiewicz mistrzem świata IBF wagi półśredniej. To brzmi wręcz nieprawdopodobnie.
Rafał Jackiewicz</B>: Brzmi bardzo nieprawdopodobnie, tym bardziej, że ta kategoria wagowa jest świetnie obstawiona. Dostanie się do pojedynku eliminacyjnego to już kosmiczna sprawa, a co dopiero konfrontacja o właściwy tytuł. W ostatnim czasie odwaliłem kawał dobrej roboty, ale to co zrobili moi trenerzy - Fiodor Łapin i Paweł Skrzecz, i promotorzy - Andrzej Wasilewski i Piotr Werner, doprowadzając do tej walki, to jest mistrzostwo świata. Jak zareagował pan na informację o walce z Hlatshwayo?
- Z wrażenia wyrzuciłem batonika z ręki. Nie, żartuję. Akurat spacerowałem z córką Mają, gdy zadzwonił Łapin. Pierwsze wrażenie? Niedowierzanie, wielka radość, ale i satysfakcja, że opłaciło się ciężko pracować i rezygnować z pewnych przyjemności. Za chwilę pana nazwisko może znaleźć się obok największych sław pięściarstwa.
- Wiem, że Hlatshwayo to kozak z górnej półki, ale wierzę, że mogę wygrać. To nie tak, że pojadę, wyjdę do ringu i będę boksował. Nie, ja wypluję flaki z siebie i dam więcej niż mogę. Będę napier... dopóki nie spuchnę, ale jeśli zabraknie sił, to dalej będę bił ile wlezie. Mosley, Cotto, Margarito czy Betto wiedzą kim jest pretendent z Polski?
- Na pewno nie wiedzą, bo co ich obchodzi prosty chłopak z Mińska Mazowieckiego? Ale niedługo mogą się dowiedzieć, bo przy moim poświęceniu, podejściu do treningów i kariery jestem w stanie zwyciężyć. Najważniejsze, że daję sobie radę z utrzymaniem wagi. Pas IBF to poważne wyzwanie, ale i poważne pieniądze do zgarnięcia?
- Szczerze, to nawet nie wiem, ile mogę zarobić. Z pewnością nie będzie to bardzo duża suma. Za wcześnie jeszcze na super gażę. Ma pan pomysł jak zainwestować wypłatę?
- Nie myślę o tym, koncentruję się tylko na walce. Nic nie jest w stanie powstrzymać mnie przed wygraną. Chociaż o jednym zapomniałem, chcę sprawić sobie kilkuletni samochód bmw "siódemkę". Niespodziewany pojedynek z Hlatshwayo sprawił, że musi odwołać pan zaplanowany na 4 lipca ślub z narzeczoną Martą Mrówką.
- Marta rozumie, że to moja życiowa szansa, więc nie jesteśmy rozczarowani. Każdy, kto mnie zna, wie, że czy zostanę mistrzem świata, Polski czy tylko podwórka, to i tak będę tylko z Mrówką. Ślub odbędzie się za rok. Dlaczego do przyszłej żony zwraca się pan po nazwisku?
- Bo ma fajne nazwisko. Rzadko mówię Marta. Wspólnie z przyszłą małżonką prowadzimy w Mińsku Mazowieckim dziecięcy klub rozrywki z grupą przedszkolną o nazwie "Mrówkolandia". Niestety, biznes nie przynosi dochodów. Żałuje pan grzechów młodości?
- Nie żałuję niczego, co zrobiłem złego w życiu. Burzliwa młodość, bez ojca, później także bez mamy, która wcześnie zmarła, sprawiła, że wyrobiłem w sobie charakter do ciągłej, twardej walki. Być może gdyby nie to wszystko, nie byłbym taki odporny na wszelkie życiowe niespodzianki i stresy. Dziwne, że człowiek z taką przeszłością jak pan nigdy nie odwiedził żadnego zakładu karnego.
- Ciężko zliczyć, ile razy zatrzymywany byłem na 48 godzin. Mińsk Mazowiecki, Garwolin, Kołbiel, Otwock... Gdzie ja nie byłem na "dołku"? Ale na szczęście więzienia uniknąłem. Pobicia to najpoważniejsze sprawy z pana przeszłości?
- Było kilka takich wydarzeń. Niektóre kończyły się nie tylko na pobiciach, ale nie rozwijamy tego tematu. Podobno była sytuacja, w której pan był poszkodowanym?
- Około dziesięciu lat temu zdarzyło się, że zostałem uprowadzony. Nikogo jednak nie "sprzedałem" i wszystko dobrze się skończyło. O wiele gorzej mogło zakończyć się przystawienie pistoletu do głowy na jednej z dyskotek.
- Wstawiłem się za kolegą, którego biło czterech typków. Jeden z nich przystawił mi broń do głowy, a później do kolana. Miałem sporo szczęścia, że wyszedłem z tego bez szwanku. Jak zwykle w życiu spadłem niczym kot na cztery łapy. W 2002 roku był pan znów bliski śmierci.
- To była najtragiczniejsza sytuacja z moim udziałem, a doszło do niej podczas świętowania pierwszych urodzin synka Jacka. Dostałem nożem w serce i niewiele zabrakło do śmierci. I znów powtórzę, że te wszystkie przeżycia, sytuacje, gdy przyjeżdżano, straszono mnie, tylko umocniły moją pozycję. Każdy chciał się sprawdzić z Rafałem Jackiewiczem, bo miałem w okolicy opinię dobrego zawodnika. Wie pan kto próbował pana zabić?
- Nie chcę o tym rozmawiać. Jak świętował pan zdobycie mistrzostwa Europy i późniejsze obrony tytułu?
- Objadałem się cukierkami, ciastkami, batonikami. Po prostu masakra. Ale w ogóle nie piłem. Kiedyś był od razu alkohol i zabawa do rana. To już przeszłość. A jak walka z Hlatshwayo zmieniła pana przyszłość?
- Bardzo zmieniła najbliższą przyszłość, bowiem w sobotę miałem stanąć na bramce w dyskotece, a w niedzielę zagrać w meczu piłkarskim. Sytuacja finansowa sprawiła, że do głowy zaczęły przychodzić szalone pomysły.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshirli.pev.pl
|
|
|