kaniagostyn *UKS Kania Gostyń
Coś nowego.. " />W br. SG likwiduje tu swoją placówkę, przenosi się do Lądka a służbę w okolicy pełnić będą mobilne nowocześnie wyposażone patrole . Budynek z lokatorami i wolne pomieszczenia najprawdopodobniej przekażą miastu. Byłoby gdzie zaproponować kwatery dla mieszkańców mennicy. Część z nich ma wykupione na własność a inni zajmują czynszowe. Tylko co dalej?
Z kościołem po ewangelickim nie mamy co zrobić , a kto zechce wejść w moloch- mennicę żeby mieć na tym jakiś interes.? Miasto w najbliższych latach tego nie udźwignie.
Żeby coś zrobić trzeba zacząć od: pomysłu, koncepcji, projektu , dokumentacji, wniosku o środki z wyliczonymi efektami zamierzenia, własne środki itd.,itd.
Ale racja, że powinniśmy od czegoś zacząć. Dlatego można wykorzystać pomysły ( a nuż nie tylko ciekawe ale i realne) m.in. z prac o których w poprzednim spocie. II Forum Turystyczne. chciałbym żeby dyskusja, jeżeli oczywiście do takiej będzie można doprowadzić w tym dziale, dotyczyła szeroko pojętego rozwoju regionu.
Mam wrażenie, że obecny czas, czas zmiany pokoleniowej to najlepszy moment do ukształtowania nowej wizji Lądka. Chciałbym Państwa zachęcić do rozmowy o problemach, jak najdalej od personalnych rozgrywek.
Udało się to podczas zeszłorocznego Forum Turystycznego - szkoda jednak wielka, że udział Lądczan w tym spotkaniu był tak nieliczny (dziękuję tutaj szczególnie wszystkim, którzy wzięli udział w konferencji !)
Perspektywa prawdopodobnej prywatyzacji przedsiębiorstwa uzdrowiskowego , a wcześniej nowej prezesury, wyborów gminnych, na stanowisko szefa CKIR, ZBK, to wszystko może stać się początkiem zmiany na lepsze.
Chciałbym aby Państwo pozwolili zaprosić się do organizacji spotkania i podnieśli tematy istotne dla naszej gminy.
Jednym z nich będzie współpraca międzynarodowa miasta. Czy partnerzy pozyskani w latach poprzednich to miasta, z którymi faktycznie współpracujemy, czy też nie było pomysłu na wypełnienie treścią administracyjnych porozumień. Czy szukamy za ich pośrednictwem nowych kontaktów gospodarczych, czy młodzież korzysta z programów wymiany międzynarodowej, czy nasi partnerzy pomagają nam w promocji Lądka ? Z drugiej strony oczywiste pytanie jak Lądek stara się promować swoich Partnerów.
Kolejnym tematem jest analiza możliwości budowy wielofunkcyjnej sali kongresowo-targowo-wystawienniczej. Okres letni i zimowy to czas kiedy możemy liczyć na turystów - dla podniesienia atrakcyjności potrzeba nam inwestycji w infrastrukturę rekreacyjną.
Statystyka wygląda gorzej w pozostałych porach roku. Podczas Forum Turystycznego postaramy się odpowiedzieć na pytanie czy taka inwestycja powinna mieć miejsce w Lądku, kto mógłby być nią zainteresowany (inwestor publiczny, prywatny, partnerstwo publiczno-prywatne) a przede wszystkim czy pozwoliłaby zapełnić w stopniu satysfakcjonującym Lądeckie kwatery prywatne, pensjonaty i hotele
Skupimy się również na nowych pomysłach na promocję miasta...szykujemy przegląd filmów promocyjnych jst
Zarys tematów przedstawionych powyżej wymaga dość dużego zaangazowania sponsorów pokrywającego koszt organizacji, stąd nie wszystkie inicjatywy będą mogły być przedstawione Państwu z takim rozmachem jaki marzy sie organizatorom. Mamy jednak nadzieję na Państwa przychylność a przede wszystkim udział w konferencji. PROMOCJA naszej gminy - uwagi, spostrzeżenia, propozycje. Witam!
jako, że turystyką param się z zawodu, promocją z zainteresowania, a Lądkiem z przypadku chciałbym wtrącić swoje 3 grosze na temat aktualnego tematu.
A więc zgadzam się z luk166 że:
>najpierw trzeba sprawdzić co mamy
>potem powiedzieć co chcemy osiągnąć
>następnie wybrać dostępne narzędzia
>zrobić TO
>sprawdzić rezultaty
zamieniłbym tylko 2 pierwsze pozycje miejscami.
A więc po pierwsze: "co chcemy osiągnąć"
działaniem aktywizującym w sferze turystyki możemy osiągnąć:
a. aby więcej ludzi miało pracę
b. żeby ogólnie więcej się zarabiało
c. żeby mieszkać w miejscowości "sławnej" co w prostej linii się przekłada na: aby rosły ceny naszych nieruchomości.
d. żeby żyło się prościej, tzn. żeby pewne dobra lub usługi były łatwiej dostępne
I tu należy odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie, czy mieszkańcy Lądka są tymi celami zainteresowani. Czy istnieje realne bezrobocie? Czy jestem gotowy/gotowa na zmiany pracy? Czy chcę aby wraz ze wzrostem jakości życia rosły problemy?
Trzeba pamiętać, że rozwój ruchu turystycznego to dla mieszkańców nic miłego:
- hałas na ulicach wieczorami
- tłok, brak miejsc parkingowych, korki, większe zanieczyszczenie powietrza
- nieuchronna degradacja środowiska naturalnego
- większe zagrożenie przestępczością - pojawiają się kieszonkowcy i inni...
Jeżeli mieszkańcy odpowiedzą sobie że chcą (przez radnych lub referendum lub forum ) to można przejść do kolejnego punktu.
Czyli inwentaryzacji tego co jest i czego nie ma a powinno być (czyli analizy SWOT)
Po pierwsze zdiagnozowanie aktualnej sytuacji
Moim zdaniem nie jest ona najgorsza -> właściciele hoteli, pensjonatów i kwater jakoś nie wyprzedają swoich interesów - znaczy że mają obłożenie i wiedzie im się min. przyzwoicie (oferty sprzedaży Mirjana i Lecha i Czecha za grube miliony potraktowałbym w kategorii testowania rynku)
zbadania wizerunku miasta, potrzeb turystów, opracowanie koncepcji, etc. itd.
Badania takie kosztują, a jeżeli mają być wiarygodne to kosztują sporo - bazują na ilości przepytanych ludzi - a to generuje koszty liniowo.
Sądzę, że mogłyby kosztować gminę prawie tyle co niedoszły wóz strażacki.
Takie opracowanie dobrze zrobione jest bezcenne - ale czy radni zgodzą się wydać takie pieniądze?
W przeciwnym razie pozostaje metoda chałupnicza - obdzwonienie znajomych po Polsce z pytaniem co sądzą o Lądku, przejściem się po Lądku i spytaniem czego im brakuje a co im się podoba.
Wartość jednak takich badań jest jednak dużo mniejsza...
Zakładając, że taka analiza zostanie wykonana, zostaną obrane kierunki rozwoju, wizerunek gminy na lata, etc. to faktycznie trzeba taki wizerunek zacząć wdrażać - z obecnym budżetem promocyjnym gminy - w kwocie 93.950,00 + 8.000 zł na turystykę - cóż, ktoś tu pisał o zatrudnieniu agencji PR... z takim budżetem można mieć promocję dokładnie taką jaka jest w tej chwili.
A czy radni (a za nimi mieszkańcy) zgodzą się na np. pół milionowy roczny budżet promocyjny przez dajmy na to najbliższe 5 lat z perspektywą, że za 5 lat dopiero to zacznie się zwracać? (Dla odniesienia - strona reklamy w dodatku turystyka w GW - 50.000 zł, strona we wprost/polityce/newsweek - ok. 50.000 zł, billboard 6x3 ok 500 zl za 14 dni, większy aż do 2000 zł za 2 tygodnie, reklama w TV - lepiej nie mówić).
Jeżeli nie ma pieniędzy ani na badania, ani na opracowanie strategii, ani na jej wdrożenie - cóż skazany jest Lądek albo na inwestora, który wykupi Wrzosówkę (jeżeli ktoś mu da) i przy okazji własnego przedsięwzięcia wypromuje Lądek. Albo Kulczyk zrozumie swój błąd i wróci do Lądka i wykupi uzdrowisko albo... cud jakiś się inny zdarzy.
Możemy oczywiście spróbować sami spróbować zdiagnozować sytuację, stworzyć koncepcję promocji, namówić władze do jej realizacji przy tak skromnym budżecie - tylko boję się że będzie to działanie żmudne a co za tym idzie frustrujące - i może nie doczekać się realizacji...
w następnym poście postaram się przedstawić swoją ocenę sytuacji, może jeżeli wszyscy spróbują przemyśleć temat, to faktycznie coś z tego wyjdzie...
Maciej Sokołowski Urlop we troje - cieszę się na wyjazd. " />Link do zdjęć w galerii naszej: viewtopic.php?f=40&t=214&start=15
O większości programu zadecydował nasz kot, któremu trzeba było znaleźć opiekę, a ta znalazła się dopiero w Bielsku-Białej, u moich rodziców. Z Bielska pojechaliśmy do Iłowej, koło granicy niemieckiej, gdzie mieliśmy bardzo przyzwoity hotel z pomocną i bardzo miłą obsługą i fajnym ogrodem. Teoretycznie nie było można zamawiać nic do pokoju, a my nie mogliśmy zostawić Marcela samego i iść na kolację - pani kelnerka na palcach przyniosła nam jedzenie do pokoju, szeptem ustalając, że rozliczymy się później. Kolejny dzień to było wielkie leniwe śniadanie (uwielbiam!), potem spacer po Iłowej, gdzie jest fajny pałac (obecnie szkoły ponadgimnazjalne) i park, który niegdyś zainspirował do utworzenia ogrodu japońskiego we Wrocławiu. Pałac z zewnątrz bardzo efektowny, ale park zaniedbany. Niemal w południe pojechaliśmy dalej. Niemieckie autostrady fajne, nawet przez Berlin jechało się płynnie. Często były parkingi bez stacji benzynowych, ale z częścią restauracyjną i piknikową - Marcel pobrykał na trawie, potem spokojnie znosił trasę. Wieczorem byliśmy w Buxtehude, które wydawało mi się jedynie sypialnią Hamburga, a okazało się przyjemnym miasteczkiem z historią. Pierwszego dnia oglądaliśmy więc to miasteczko. Drugiego dnia byliśmy w Hamburgu. Bardzo mi się podobało, jak w tym mieście stara architektura łączy się z nową, jak projektuje się budynki i przestrzeń publiczną nawet tam, gdzie nic z tego starego nie widać - wszystko, co widziałam, tworzyło jeden spójny klimat. Miłym zaskoczeniem były knajpki portugalskie - całe ulice takich knajpek - gdzie szef i personbel mówił do siebie po portugalsku, byli dla nas bardzo mili, a Marcel nawet dostał lody gratis (ja zjadłam, ale jemu zostawiliśmy opakowanie-smoka). Kolejnego dnia skoczyliśmy do zoo - zwierzęta jak zwierzęta, we Wrocławiu też ich sporo mamy, ale na mnie wrażenie zrobiła przestrzeń - jak nasze ogrody botaniczne, do tego jeszcze ciekawe budowle - naprawdę ładnie to wyglądało.
Te dni były właściwie bez specjalnych przygód. Potem było ciekawiej pod tym względem. Następny dzień przeznaczyliśmy na podróż pod granicę polską, ale po drodze zboczyliśmy do Luneberga - miasta, które za Piastów nam (i połowie Europy) sól sprzedawało. Fajnie było, piękna starówka, stary port, stary żuraw, targ (w Niemczech przeważnie dwa razy w tygodniu na głównym placu miasta jest targ). Zabawiliśmy na tyle długo, ze kiedy w Cottbus znaleźliśmy nasze schronisko młodzieżowe, to okazało się ono zamknięte (nikt nas nie uprzedzał, że zamykają o 21, a byliśmy tam kwadrans po). Zwinęliśmy się zatem ponownie do Iłowej, jakieś 50 km dalej. Ta zmiana planów wyeliminowała spływ Szprewą (Spreewald), a my pojawiliśmy się w Parku Mużakowskim. Park fajny, wpisany na listę UNESCO - większość parku w PL, pałacyki i inne zabudowania w Niemczech. Park był słynny w swoich czasach właśnie ze względu na koncepcję parku krajobrazowego, dużego, połączonego naturalnie z folwarkami, polami, lasami, etc. My zrobiliśmy sobie tam wielkie leniuchowanie. Nieprzyjemnym akcentem było wielkie targowisko w polskiej części (nie w samym parku, ale obok), gdzie wszyscy sprzedawcy mówili po niemiecku i ceny były w euro! Nigdy nie czułam się tak wściekła na zakupach. Nic nie kupiliśmy (chcieliśmy jakąś spożywkę, bo to był 3 maja i sklepy w pl zamknięte), bo czuliśmy się strasznie lekceważeni. Niefortunnym wydarzeniem było też to, że Marcel złamał mi okulary.
Wieczorem przyjechaliśmy na kwaterę. Planowaliśmy odwiedzić Teplickie Skalne Mesto i Adrspaskie Skalne Mesto, ale też przejść wszystkie szlaki dokoła. Czeskie noclegi wychodziły nam minimalnie 300 koron za osobę, czyli ok. 50zł. Pomyśleliśmy, że w Polsce będzie taniej i w końcu wynajęliśmy agroturystykę ok. 10 km od Teplic nad Metują, przy granicy, w Mieroszowie. Pani dała nam pokój czteroosobowy, żeby nie było nam ciasno z dzieckiem. Miejsce było fajne, bo nikogo oprócz nas nie było. Łazienka była niezła, ale osobno (do spółki z jeszcze jednym pokojem), nie było aneksu jadalnego, ani dużego stołu w pokoju bądź na zewnątrz, ponura trochę kuchnia i kącik z telewizorem na półpiętrze - gdyby było więcej ludzi, mogłoby być wszystkim ciężko. Ale nie było nikogo, a nocleg kosztował 30 zł.
Pogoda się zaczęła psuć i kiedy wybraliśmy się do Teplic, znaleźliśmy bankomat, kupiliśmy prowiant na drogę, to zdążyliśmy zrobić tylko bardzo małą trasę, wcale nie po skalnych miastach. Niemniej fajnie było sobie zrobić taką rozgrzewkę górską, a potem siedzieć w restauracji i wcinać czosnkową, smażony ser i popijać piwem. Kolejnego dnia padało rano bardziej, więc pojechaliśmy do Kudowy (przez Czechy było blisko) - ale po drodze się wypogodziło, więc udało nam się przejść przez Błędne Skały, mąż zapalony do jazdy rajdowej nieźle się bawił na szosie stu zakrętów, a na koniec zjedlśmy obiad w Kudowie i połaziliśmy po parku. Podjechaliśmy pod Kaplicę czaszek i wiatrak (kochamy wiatraki!), ale Marcel spał, więc wycofaliśmy się grzecznie i pojechaliśmy do domu. Następny dzień miał być naszym ostatnim w tej okolicy, a my wciąż nie widzieliśmy skalnych miast. Tego dnia też nie było dane nam nic zobaczyć, bo w czasie porannych zabaw Marcel walnął tatę w oko i ten nie mógł oka otworzyć. Po 2 godzinach bez zmian pojechaliśmy do szpitala do Wałbrzycha, potem nas odesłali gdzie indziej, potem kazali nam iść na oddział, bo izba przyjęć najwyraźniej nie miała okulisty. W końcu się udało, okazało się, że rogówka jest nacięta, jeden dzień ostrego bólu, a potem powinno być lepiej. Na szczęście było lepiej, więc przedłużyliśmy pobyt o jeden dzień i skoczyliśmy do tych skalnych miast. Byliśmy w górach 10-18 z przerwą na obiad i było super. Jadąc do kolejnej kwatery, w Lądku Zdroju zobaczyliśmy inne atrakcje okoliczne - Sokołowsko (pierwsze na świecie sanatorium dla gruźlików, wzór dla Davos i Zakopanego, dziś zapomniana wieś), Krzeszów, Chełmsko Śląskie, kaplica czaszek. Nie zdążyliśmy do muzeum papieru w Dusznikach. Nasz nocleg okazał się całkiem przyjemny i to nam wiele wynagrodziło: 50 zł/osobę, a dostaliśmy 2 pokoje z łazienką, w sumie ok. 50m2 smile Śniadanie też było super. Na koniec została nam Jaskinia Niedźwiedzia, wodospad Wilczki w Międzygórzu, Bystrzyca Kłodzka z jarmarkiem floriańskim i do domu - znaczy do rodziców, po kota. W niedzielę jeszcze skoczyliśmy do Cieszyna na spacer (i po piwo bezalkoholowe - Czesi robią fantastyczne piwo bez procentów).
Teraz szykuję się na wycieczkę do Szwajcarii. Z założenia mamy nie zwiedzać, a po prostu być ze sobą - ale czy się uda
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshirli.pev.pl
|
|
|